sobota, 27 sierpnia 2016

♣ Chapter 2.1

     Lato dobiegło końca, jesień ciągnęła się jakby latami. Nadeszła kolejna pora roku — zima, której nawet się nie odczuwało. Po śniegu nie było śladu, jedynie za dnia było chłodno, a w nocy pojawiał się przymrozek. Ulice Mystic Falls zazwyczaj świeciły pustkami, wszyscy jakby pozamykali się w domach i mieliby już nigdy z nich nie wychodzić, chyba że tylko na zakupy. Należałoby też wspomnieć, że nadchodził koniec grudnia, a Dean'a Winchester'a jak nie było  tak nie ma do tej pory. 
     Minęły już prawie cztery miesiące, a on nawet jej nie dał znaku życia. Żadnego telefonu, wiadomości — po prostu się od niej odciął. W głowie przedstawiały się jej najgorsze scenariusze. Może coś mu się stało podczas jednego z polowań? Codziennie zadawała sobie to pytanie, ale miała w zanadrzu jeszcze kilka innych. Miała ochotę niekiedy wsiąść do samochodu i pojechać do Dakoty Południowej, po czym zacząć go szukać po wszystkich miasteczkach w tym stanie. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić. 
     Odłożyła książkę na bok i wstała z fotela. Stwierdziła, że to najwyższy czas wyjść w końcu z pokoju. Często zaczęła w nim przesiadywać, w prawdzie o wiele częściej niż zwykle. Kiedyś tylko w nim spała, a teraz robi w nim wszystko i nic. Sama zauważyła, że powoli odcina się od reszty domowników. Na dół schodziła tylko wtedy, gdy miała taką potrzebę. Damon zorientował się, że jest coś nie tak, więc starał się na wszystkie sposoby wyciągnąć ją poza Mystic Falls. Zawsze odmawiała. 
     Parę minut później była już na dole. Słyszała głos starszego Salvatore'a, który dochodził z salonu. Rozmawiał z kimś przez telefon. Jasne, czekamy — zakończył i odwrócił się w jej stronę. Popatrzyła na niego pytająco, po czym nalała sobie do szklanki bourbona. Usiadła na sofie, czekając aż kruczowłosy powie jej o co chodzi i kogo mają się spodziewać w pensjonacie.
— Będziemy mieć gościa — powiedział, krótko i uczynił to samo co ona. 
— Tego to się sama domyśliłam — odburknęła. — Kogo dokładnie? Znam go?
— Archibald Guarnier — wyznał, a ona pokręciła głową na boki. — Oczywiście, że nie znasz. Poznałem go w 1942 roku, jeszcze w planach nie byłaś — uśmiechnął się.


W tym samym czasie, ogród Winchester'ów
     Davina siedziała na tarasie, gdzie napawała się widokiem ogrodu braci Winchester. Mimo, że kwiatów, które tu kwitły latem, już nie było i tak to miejsce miało swój urok. Lubiła tu przebywać pod nieobecność domowników. Miała swoje chwilowe miejsce na bycie samą wśród myśli kłębiących się w jej głowie.
     Zaraz po tym, jak Sam i Dean wyjechali do Sioux Falls w Dakocie Południowej, aby pomóc Bobby'emu w polowaniach na wampiry, zajęła się swoją własną sprawą. Chciała się dowiedzieć, dzięki komu pozostała tym kim jest. Powróciła do wszystkich miejsc, które odwiedziła po drodze do Mystic Falls. 
     Używała hipnozy, aby dowiedzieć się czegokolwiek od pracowników jednego z lokali, w którym była. Niestety nic to nie dało. Owszem, obejrzała nagranie z tamtego wieczoru. Widziała siebie, ale kamera nie ujęła wszystkiego. Nagle jakby cały system monitoringowy padł, kiedy do jej stolika zbliżył się jakiś mężczyzna. Przypominał jej kogoś, choć stał tyłem — miała wrażenie, że go zna. 
     Z zamyślenia wyrwało ją trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Wstała szybko z krzesła i weszła do domu. Myślała, że może któryś z Winchester'ów wrócił do domu. Jednak nie był to żaden z nich. Wywróciła teatralnie oczyma, a z jej ust wydobyło się głośne westchnięcie. Jeszcze jego jej brakowało.
— Nie cieszysz się, że widzisz mnie w końcu po tylu miesiącach? — zapytał z szerokim uśmiechem Castiel. 
— Cieszyłabym się, gdyby się okazało, że coś Ci się na tym polowaniu stało — odburknęła. — No nie wiem, jakieś draśnięcie, bycie w śpiączce albo wiadomość, że po prostu zginąłeś. 
— Jak zwykle błyskotliwa i radosna — zaśmiał się nikle i usiadł na fotelu. — Jak tam, dowiedziałaś się może kto Cię tak urządził? — zapytał, chociaż nie bardzo go to interesowało, a ona spojrzała na niego podejrzanie. — No tak, przede mną nic się nie ukryje. Wiem, że rozpoczęłaś własne śledztwo w tej sprawie. Mam swoich informatorów — puścił jej perskie oczko.
— Każesz mnie śledzić swoim ludziom, do cholery?! — warknęła oburzona, a jeszcze bardziej się w niej wszystko zagotowało, kiedy usłyszała jego śmiech. 
     Novak wstał z fotela i ominął ją nawet na nią nie patrząc. Pod nosem nucił sobie jakąś piosenkę, której tytuł wyparował jej z pamięci, ale ją kojarzyła. Niedawno musiała ją gdzieś słyszeć. Możliwe było nawet to, że była z tego lokalu, który nie tak dawno odwiedziła. Spojrzała na niego. 
— Lubię być na bieżąco — odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. — Szkoda, że nie znalazłaś swojego stwórcy... Gdyby nie to, to pewnie już byś tu siedziała jako zwykły człowiek, nie wampir. 
     Pokiwała nikle głową. Rzeczywiście, miał rację. Jakby udało jej się spotkać swojego stwórcę, wypić całą jego krew, pozbawiając go przy tym życia — wróciłaby do Mystic Falls jako człowiek. Mogłaby założyć wtedy rodzinę, zestarzeć się w spokoju. Na razie to były odległe marzenia.
— Powodzenia w dalszych poszukiwaniach — uśmiechnął się zgryźliwie. — Niedługo się ponownie spotkamy, będziesz mi póki co bardzo przydatna, więc przemyśl jedną sprawę. Przyłączysz się do mnie, pomożesz nam zniszczyć pozostałe wampiry jakie znasz tutaj, a ja w zamian pomogę Ci w odnalezieniu stwórcy — po tych słowach zniknął, pozostawiając ją samą.
     Po moim trupie, Cass, pomyślała. Wypuściła powietrze z ust, próbując się przy tym uspokoić. Nic jej to jednak nie pomogło. W życiu nie zdradziłaby przyjaciół. Mimo, że Novak doskonale zna o nich całą prawdę, nie chce ich zaatakować w pojedynkę. Nie rozumiała dlaczego. W końcu miał nad nimi przewagę, był czarownikiem. Pokręciła głową na boki, nie miała zamiaru dłużej o tym myśleć. 
     Chwyciła za swoją torbę, która leżała na ziemi obok stolika. Usiadła na kanapie podwijając nogi pod siebie, na kolanach położyła poduszkę, a na nią podręczniki szkolne. Postanowiła skupić się na nauce. 

       Nastał wieczór. Damon przechadzał się po salonie ze szklaną bourbona w ręku. W każdej chwili mógł się spodziewać, że jego stary znajomy w końcu zapuka do jego drzwi. 
     Archibald'a Guarnier'a poznał w 1942 roku w Chicago. Pamięta ten dzień, jakby to było zaledwie wczoraj. Siedząc w knajpie Avondale w dzielnicy North Side, był już po kilkunastu głębszych szklankach swojego ukochanego bourbona. Nie miał pojęcia, że jest to jedna z tych knajp, którą odwiedzają wszyscy przejezdni łowcy z całego kraju. 
     Pech chciał, że kilku łowców od samego ich przybycia tutaj, jakimś cudem zorientowali się, że są wampirami. Możliwe, że widzieli jak używają hipnozy na barmankach. Siedzieli po dwóch, zupełnie różnych stronach baru, gdy po paru godzinach zostali w tym samym momencie zaatakowani. Mimo, że w głowach huczało im od alkoholu udało im się sobie poradzić z dość sporą grupką mężczyzn. Polała się duża ilość krwi, pod wpływem rozwścieczenia wybili całą knajpę, oszczędzając jedynie barmanki, którym Damon wyczyścił pamięć z tego zdarzenia. Wyszedł na zewnątrz, gdzie na parkingu zobaczył wycierającego się od krwi wampira.
       Skumplowali się od razu, spędzili wspólnie pół roku w Chicago, a ich życie polegało na ciągłym bawieniu się, zaciąganiu dziewczyn do łóżka, zabijaniu i upijaniu się do nieprzytomności. 
     Od wspomnień oderwało go głośne pukanie do drzwi. Bez zastanowienia podszedł do nich i je otworzył. Przed jego oczami pojawił się wysoki, dobrze zbudowany, łysy mężczyzna. Wyglądał na faceta około pięćdziesiątki, a tak na prawdę żył już ponad trzy wieki. Ubrany był w czarną dopasowaną do ciała koszulkę oraz spodnie w tym samym kolorze. Nic się nie zmienił, w końcu był wampirem. Jedynie co się w nim zmieniło to, to że obciął włosy na łyso. Uśmiechnęli się do siebie i wymienili uściskiem dłoni. 
— Kopę lat, przyjacielu — odezwał się donośnym, chrypliwym głosem. — Chyba się nie obrazisz, ale przywiozłem ze sobą kogoś — dodał, a Damon spojrzał na niego pytająco. 
     Zza Archibald'a wyłoniła się niska dziewczyna o urodzie nie z tej ziemi. Miała brązowe, duże oczy, które rozbłysły się na jego widok. Jej malinowe usta delikatnie się otworzyły, a po chwili ułożyły w piękny uśmiech. Włosy miała falowane, dłuższe, zza ramiona w kolorze brązowym, a niektóre kosmyki włosów wpadały w kolor złota. Zmierzył ją powoli wzrokiem od góry do dołu. Była ubrana cała na czarno. Bluzka z dodatkiem koronki na dekolcie, obcisłe legginsy, skórzana kurtka z wieloma zamkami i buty na grubym, wysokim obcasie. Ogólnie patrząc — była bardzo ładną kobietą około dwudziestu.
     Dziewczyna widząc jak Salvatore się jej przygląda, zarumieniła się. Spuściła lekko głowę w dół i zrobiła jeden krok w przód. Uniosła wzrok na kruczowłosego i wyciągnęła dłoń w jego kierunku. 
— Rosie — przedstawiła się, a drugą ręką schowała za ucho opadające jej na twarz kosmyki włosów. — Mam nadzieję, że mój przyjazd to dla Ciebie nie problem — lekko się uśmiechnęła.
— Damon — uścisnął jej dłoń, a widząc jej uśmiech przeszedł go przyjemny dreszcz. — Ależ skąd, im nas więcej tym lepiej — odparł, a jej kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej niż dotychczas. 
     Odsunął się od drzwi tak, aby dać im swobodnie wejść do środka. Schylił się po walizkę Rosie, która podziękowała mu skinieniem głowy. Spojrzał na nich z lekkim uśmiechem. 
— Może najpierw zaprowadzę Was do Waszych pokoi, gdzie zostawicie swoje rzeczy, a później zejdziemy na dół i napijemy się albo zjemy, jeśli jesteście głodni — powiedział, a oni na to przystali.
     Weszli razem na górę schodami, a następnie wprowadził ich w korytarz na prawo. Zatrzymał się dopiero przy ostatnich drzwiach. Wskazał im pokoje, gdzie zostawili swoje rzeczy i rozejrzeli się po swoich tymczasowych pomieszczeniach z lekkimi uśmiechami. 

     Rosie siedziała na sofie, w ręku trzymała szklankę z grubego szkła, w której był jej ulubiony trunek  bourbon. Drugą ręką podpierała swoją głowę i z delikatnym uśmiechem przypatrywała się Damon'owi, który był pogrążony w rozmowie z Archibald'em, wspominali stare czasy.
     Następnie Guarniere opowiedział historię jak poznał pannę Mountgomery. Lubiła jej słuchać, w końcu opowiada o niej i Archibaldzie, który jej pomógł jak nikt inny do tej pory.
     Wbrew pozorom nie byli parą. Większość ludzi odnosiła takie pierwsze wrażenie, gdy ją razem widziano z mężczyzną po tylu latach. A poznali się dokładnie pięć lat temu w Deadwood w Dakocie Południowej. 
— Nie miałam łatwego życia zanim poznałam Archibald'a — wtrąciła się do rozmowy, a oni przenieśli na nią wzrok. — Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym jak miałam osiemnaście lat. Przez trzy lata moje życie opierało się na rodzinach zastępczych, ale nie chciałam mieć kolejnej rodziny, dlatego uciekałam, gdy tylko miałam na to okazję. Aż pewnej sierpniowej nocy się doigrałam. Byłam w jakimś klubie, zaczepił mnie pewien gość, do tej pory nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy. W mojej głowie huczało od alkoholu, wyprowadził mnie na zewnątrz. W jakieś ciemnej uliczce zostałam zgwałcona, film mi się urwał. Obudziłam się po kilku godzinach, nie czułam nic z tego co wcześniej. Jakby w ogóle nic się nie stało, myślałam, że to był po prostu zły sen z nadmiaru alkoholu — mówiła. — Była późna noc, ulice były puste, gdy nagle usłyszałam strzał, a następnie ból. Ktoś postrzelił mnie prosto w serce. Obudziłam się w lesie, a obok mnie był Archibald, który przypadkowo mnie znalazł — uśmiechnęła się do niego. — Od tamtej pory wszystkiego mnie nauczył, jesteśmy nierozłączni — spojrzała na swojego przyjaciela, który właśnie złapał ją za dłoń z szerokim uśmiechem. — Nie żałuję, że moje życie tak się potoczyło. 
     Damon lekko się uśmiechnął. Widać było, że jedno za drugim stanie, gdy któremuś coś grozi. Rosie wydawała się być miłą dziewczyną, po przejściach, ale dawała radę. Miała duże wsparcie ze strony Guarnier'a. Drzwi do domu się otworzyły co oznaczało, że Madeline i Davina wróciły. Dziewczyny weszły do salonu i lekko się uśmiechnęły do przybyłych gości. 
— Archibald, Rosie — zaczął kruczowłosy. — To Madeline, moja narzeczona i Davina, kuzynka, która niedawno się do nas wprowadziła — wskazał na każdą z osobna.
     Przywitali się ze sobą, a następnie dziewczyny usiadły obok Rosie, która przyglądała się nikle pannie Pierce. Była nieco zniesmaczona faktem, że jest narzeczoną Salvatore'a, jednak czuła, że jest coś między nimi nie tak. Atmosfera nagle wygasła, od razu można wyczuć, że Ci dwoje się nie kochają, a przynajmniej jedna ze stron tego uczucia nie odwzajemnia. Po chwili obserwacji już wiedziała od kogo bije ta niechęć. Zmierzyła Pierce od góry do dołu i odwrotnie. Uważała ją za kobietę z klasą, ale nie do przesady. Zadbana, ładnie pomalowana, włosy starannie ułożone, ubiór nienaganny. Coś jednak sprawiało, że zamiast patrzeć na nią z uśmiechem, miała ochotę wykrzywić się w jeden, wielki grymas. Tyle że nie wypadało.
     Davina zaś w niczym jej nie przeszkadzała. Czuła jej przyjazne nastawienie, co wiele zmieniało. Od razu można było zauważyć, że była naturalna całą sobą. Nie miała do niej żadnych "ale".
     Madeline czuła na sobie przeszywający wzrok nowo poznanej Rosie. Nie lubiła, gdy ktoś mierzył ją od góry do dołu, ale było to zrozumiałe. W końcu dopiero ją poznała. Miała wrażenie, że się nie polubią, a dziewczyna jest już o coś na nią zła. Wyglądała na miłą dziewczynę, która jest wiekiem zbliżona do Daviny. Miała podobny styl ubierania się, jak Pierce. Chyba też przepadała za ciemnymi ubraniami, ale to się okaże przez kolejne dni ich pobytu, który będzie trwał nie wiadomo ile. 
     Archibald sprawiał wrażenie groźnego mężczyzny z filmów akcji. Wiek około pięćdziesiątki, łysy, dobrze zbudowany, z diabolicznym wyrazem twarzy. O wiele lepiej się na niego patrzyło, gdy się uśmiechał podczas rozmowy z Damon'em. Czuła jednak, że jest na ogół sympatyczny. Nie powinno się oceniać ludzi po okładce. Może w ciągu pobytu tutaj uda się ich jej lepiej poznać. 
— W Dakocie roi się od łowców, co chwilę jakiś wampir ginie bez śladu, więc wiadomo jaki los ich spotkał — zaczęła Rosie. — Byliśmy tam zaledwie pięć lat, ale zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia Deadwood. 
— Dla własnego bezpieczeństwa, choć teraz już nigdzie nie jest bezpiecznie — wtrącił Archibald, a reszta przytaknęła mu głowami. — Uznaliśmy, że skoro nie słychać nic o tych mordach wśród naszych w Mystic Falls to na razie jedyne takie miejsce, gdzie możemy się zatrzymać — dodał.
— Jak wiadome Mystic Falls jest doskonale znane łowcom. Wiedzą, że wampiry lubią się tu osiadać, choć w nielicznych grupach. Im więcej nowych wampirów tu przybędzie, to będzie jasne dla nich, aby i tu uderzyć. Musimy mieć oczy szeroko otwarte i w razie czego przepędzać nieproszonych gości. To będzie wręcz konieczne, chyba że życie nam niemiłe — powiedziała Madeline. — Oczywiście, nie mam tu na myśli Was. Chodzi mi o inne wampiry, z pozostałych stanów — dodała pośpiesznie, a oni się z nią zgodzili. Nawet Rosie, która patrzyła na nią przez chwilę z chęcią mordu. 

     Madeline została obudzona wczesnym rankiem przez głosy rozmów dochodzące z dołu. Wywróciła oczyma i głośno westchnęła. Czy wampiry nie potrafią chociaż raz dłużej pospać? Pomyślała i przeniosła się do pozycji półsiedzącej, a następnie sięgnęła ręką po telefon, który leżał na szafce nocnej. Dochodziła godzina siódma rano. Wstała z łóżka z niechęcią, a na ramiona zarzuciła szlafrok, gdy usłyszała zbliżające się kroki w kierunku jej drzwi do pokoju, a chwilę później rozległo się pukanie. 
— Proszę — powiedziała głośniej, a drzwi się uchyliły z lekkim skrzypnięciem. 
     Do pomieszczenia wślizgnęła się Caroline, która patrzyła na nią z lekkim uśmiechem, a przy tym kręcąc głową na boki. Była pewna, że zaraz usłyszy "ileż to można spać?", i że "prześpi całą swoją wieczność". Jednak usłyszała coś zupełnie innego, niż się spodziewała. 
— Sam jutro wraca do Mystic Falls — uśmiechnęła się szerzej. — Właśnie dostałam od niego wiadomość, a do Ciebie napisał... No wiesz kto... — wydukała, nie wiedząc jak dobrać słowa, gdyż na dole roiło się od wampirów, które znane były ze swojego wyostrzonego słuchu. 
     Oczy Madeline nagle rozbłysły. Skoro młodszy Winchester wraca to możliwe, że Dean również. Pokręciła głową na boki, dając tym znać przyjaciółce, że nie otrzymała żadnej wiadomości od starszego z braci. Przyłożyła palec do ust, żeby panna Forbes nie drążyła już dalej tego tematu. 


W tym samym czasie, Sioux Falls, Dakota Południowa
     Młodszy Winchester pakował wszystkie swoje rzeczy do walizki. W końcu może wrócić do Mystic Falls, gdzie czeka na niego jego urocza blondynka. Tęsknił za nią, a jedyne co sprawiało, że nie odczuwał w większym stopniu jej braku to codzienne, nocne sms-y na dobranoc, które od niej otrzymywał.
     W drzwiach jego pokoju stanął Dean, który przyglądał się jego poczynaniom podczas pakowania. Jego twarz miała wyraz skamieniały, nie wyrażała żadnych emocji. W jego głowie trwała bitwa myśli. 
— Spakowałeś się już? — zapytał Sam, ale nie dostał żadnej odpowiedzi. — Wpakuję jeszcze tylko parę, ostatnich rzeczy i możemy już wyjeżdżać — dodał z lekkim uśmiechem. 
     Starszy Winchester spojrzał na swojego brata i bezgłośnie westchnął. Wiedział, że musi mu to w końcu powiedzieć. Doskonale wiedział, że dostanie od niego ten cholernie długi monolog, w którym go ochrzani za swoje postępowanie. Nie widział jednak innego wyjścia z tej sytuacji.
— Zostaję u Bobby'ego — odpowiedział po chwili milczenia. — Bierz Impalę i jedź do swojej blondyneczki.
     Rzucił mu kluczyki do swojego ukochanego samochodu, a Sam złapał je i gniewnie na niego popatrzył. Doskonale wiedział co znaczą te słowa. "Jedź, ułóż sobie życie, niech przynajmniej Tobie się ułoży". 
— Masz zamiar wiecznie uciekać? — zapytał widząc, że jego brat myśli o odejściu do swojego pokoju. — Zacznij walczyć do cholery! Dlaczego tak łatwo się poddajesz? Salvatore to nie żaden mur, który stoi między Wami, tylko ściana, którą łatwo można przesunąć! — podszedł bliżej niego. — Zawalcz o Wasze wspólne szczęście. Jedną szansę już zaprzepaściłeś ponad sześć lat temu. Chcesz, żeby ta historia się powtórzyła? Ponownie chcesz ją stracić? Jeśli tak to proszę bardzo, zostań. Jednak jeśli masz choć krztę nadziei, jedź ze mną — spojrzał w oczy brata, ale wątpił, że cokolwiek wskóra. 
— Przeproś ją ode mnie — szepnął i wyszedł. 


✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽
Cześć! Dawno nie widziałam tak strasznego rozdziału jak ten mój dzisiejszy. Przyznaję, że pisałam go od początku z pięć razy i za każdym razem wychodził coraz to gorzej, jak z resztą sami widzicie.  Nie mam głowy do pisania, od pewnego czasu mam małe problemy i myślałam, że pisanie mi pomoże się jakoś z tym wszystkim powoli uporać. Myliłam się. Tak samo jak moje życie - ten rozdział jest do bani, więc zrozumiem Waszą krytykę. Może ona da mi kopa nie tylko w pisaniu, ale i wykorzystam Wasze ostre słowa w życiu? 
Chciałabym Wam gorąco podziękować za tak miłe komentarze pod postem "Prologue II". Przyznaję szczerze, że czytałam je codziennie i za każdym razem tak samo się wzruszałam. To bardzo dużo dla mnie znaczy. Dziękuję Wam!
 Na koniec - jeszcze raz przepraszam za ten tandetny rozdział, ale stwierdziłam, że nic innego więcej nie wymyślę. Dodaję go z bólem serca. Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie środkiem września. Wiadomo, zaczyna się szkoła. Przede mną matura, egzaminy zawodowe i (haha) szukanie pracy. To są moje zadania na kolejny rok. Nie przedłużam już. Do widzenia i powodzenia w nowym roku szkolnym lub studiach! Pozdrawiam, Wasza Eunice!

21 komentarzy:

  1. Zajmuje sb miejsce. Wrócę później😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dean to chyba koniecznie chce się zaprzyjaźnić z moją pięścią �� Co on sobie wyobraża? Dobrze, że chociaż Sam umie myśleć. Cieszę się, że w tym rozdziale było nieco bardziej więcej C&S�� Co do ich gości... Archibald wydaje się spoko. Jednak do Rosie nie jestem przekonana. Moje stosunki do niej są jak na razie neutralne, ale nieco bardziej skłaniam się do nie lubienia jej. Teraz Davina i Castiel. Coś czuje że Castiel był wtedy w tym lokalu. Wydaje mi się być taki coraz bardziej podejrzany. O Dranie już nic nie powiem. Mam na niego focha. Szkoda mi Madeline�� Jeżeli w następnym rozdziale pan Jestem Największym Dupkiem Winchester się nie ogarnie to przysięgam, że znaczne shippować Madeline z Damonem. Brakowało mi trochę Stefka. No ale dobra ja kończę bo wnerwia mnie już ten telefon.
      Życzę weny! ��
      Pozdrawiam,
      Rayna
      xoxo

      Usuń
    2. PS. Oficjalnie nienawidzę bloggera. Idk czy tylko u mnie czy u wszystkich, ale moje buźki się nie wyświetliły. Ugh... Głupie pytajniki. Teraz to takie bez emocji. Pffff...

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo! :*

      Właśnie nie wyświetlają mi się te buźki, ale to nic :)
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
  2. Dean, idioto -.-
    Chyba muszę sobie z nim pogadać bo normalnie kiedyś go rozszarpię. Niech Sam się do mnie przyłączy, proszę.
    Rozdział bardzo mi się podoba. Madeline liczy na powrót Deana a on sobie ją olał. Mam nadzieję, że Sam będzie mądrzejszy :) Liczę na ciebie, Sammy :*
    Czekam tam na następny.
    All the love xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Może niedługo Dean zmądrzeje!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hejka :D
    Czyżby nasza Rosie zawróci Damonowi w głowie? Ohoh! Tak coś czuję!
    Madeline zaczyna mnie powoli denerwować... Niech się weźmie w garść i zapomni o Deanie, skoro on nawet jej nie chce!
    Sam wraca dla Care - wzór idealne pary. Chociaż im wychodzi, chociaż im :)
    Życzę powodzenia w szkole,
    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Czy zawróci? Wszystko jest bardzo możliwe.
      Nie da się wyrzucić kogoś z głowy ot tak, niestety :(
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Cześć ! :D
    Zaraz Ci coś zrobię za te gadanie, że rozdział jest beznadziejny - rozdział jest świetny. Rozumiem brak weny, ale jest świetnie :D
    Dean! No cholera jasna! Zaraz z Samem sobie z nim porozmawiam. :D Liczę na więcej , jeśli chodzi o Sama & Caroline - naprawdę oni mi się podobają. :D Szkoda mi tu Madeline. :D
    Mi się wydaje że ten cały Castiel coś wie - coś mi tu kręci :D ale czekam na dalszy zwrot akcji :D Tak ogólnie nie pamiętam, czy komentowałam zwiastun drugiej części - jest świetny. :D
    Dobra chyba na tyle. Pozdrawiam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do Rosse bardzo jej wspuczuję jej historia jest przerarzająca i nikomu takiej nie życzę będą mnie bić wszysczy ale ja popieram Dena a co do ostatnich słów Sama brawo Samy kocham go miłością prawdziwą za to jaki jest co do stwórcy Rosse mam mieszane uczucia nie wiem czy go polubię co do Melanie strasznie wkurza Rosse ma rację co do niej uwarza się teraz za pempek świata zastanawiam się kto zginie stawiam na Ezo i Stefana mam nadzieję,że jeszcze będziesz pisać jesteś wtym naprawdę dobra liczę też na kolejne opowiadania o supernatural w twoim wykonaniu tak sciekawości który sezon supernatural oglądasz życżę wytwałości w życiu i pisaniu kolejnych świetnych opowiadań pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Obecnie jestem na dziesiątym sezonie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Rozdział był bardzo ciekawy,jak na początek sezonu przystało,czego Ty chcesz od niego? xD Nowe postacie,ciekawa jestem bardzo kim jest ten facet i czego chce,no i czy szykuje się niejako walka o Damona między Rosie a Maddie. O Damona to sobie walczyć mogą,ale od Deana łapy precz! xD
    A co do sytuacji Deana to brawo dla Sama,że przysłowiowo "kopnął go w dupę" że się tak wyrażę. Tyle,że Dean to Dean. Jak się na coś uprze to koniec. No i ciekawa jestem czym on się zajmuje. Argh,tyle pytań a tak mało odpowiedzi :D
    Skoro przed Tobą teraz matura to życzę już teraz zdania tej z polskiego na maksa,z takim stylem pisania dobry wynik gwarantowany,o ile jakaś zołza z CKE nie postanowi sobie inaczej,ale miejmy nadzieję,że nie.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Rosie raczej nie będzie zainteresowana Dean'em :)
      O maturę z polskiego się nie martwię. Moja słaba strona to jedynie matematyka :c
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ojjj,wiem coś o tym :c Sama miałam z tym problem,ale jakoś mi się udało zdać i to na 46%,aż w szoku byłam. Generalnie wystarczy przerobić dobrze zadania zamknięte i da się zdać tylko na nich,nie wiem czy jakieś otwarte miałam zaczęte xD A jeśli o to chodzi to polecam stronę: http://www.matemaks.pl/ - nauczyłam się z niej więcej niż przez całe gimnazjum i liceum razem wzięte.
      Pozdrawiam raz jeszcze i przepraszam za mały spam :)

      Usuń
    3. Kolejna osoba, która poleca tą stronę, czyli może jednak warto z niej się uczyć! Chyba, że mój humanistyczny mózg tego nie pomieści, ale warto będzie spróbować! :D

      Usuń
  7. Rozdział bardzo mi się podoba! Ciekawie się rozpoczyna ta część opowiadania i nowe postaci, które mnie intrygują. W szczególności postać Rosie. Jej historia...grr... co nie zmienia faktu, że czuję, że ta dziewczyna nieźle zamiesza w życiu Salvatore'a. No i mam ochotę zabić Deana...
    A tak z innej beczki :DWe wcześniejszych komentarzach wyczytałam, że Twoją słaba stronąjest matma. Tak jak moja... Matury próbnej nie zdałam, nie będę się już chwalić moim wynikiem.. ale wykupiłam sobie konto premium na stronie matemaks.pl i zaczęłam rozwiązywać zadania z nim, mogę Ci go szczerze polecić. Bo swój wynik podniosłam do 62% a pracowałam tylko na to 1,5 miesiąca. :) Oprócz tej matmy to nie będzie tak źle, życzę powodzenia!
    Miej też czas na bloga i kontynuuj pisanie swojego dzieła! Trzymaj się ;*!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :)
      A z tej strony bardzo chętnie skorzystam, gdy nadejdzie pora :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Witaj ;)
    Uważam, że jesteś zbyt krytyczna wobec siebie samej. Rozdział wyszedł naprawdę dobrze, więc nie masz czym się zadręczać :)
    Czyżby Rosie miała jakieś zamiary wobec Salvatore'a? Tak trochę to wygląda. Choć nie wiadomo co Ty tam knujesz :)
    Coś było magicznego w słowach Sam'a. Tak dobitnie próbował przekonać brata, że gdy to czytałam mogłam poczuć jakby mówił to do mnie, a nie do Dean'a. To piękne, wiesz? :)
    Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja nowych gości w ich domu. I jaka relacja będzie pomiędzy Rosie a Madeline... Na tą chwilę nie jest miedzy nimi za miło, ale miejmy nadzieję, że ulegnie to zmianie.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Życzę dużo weny i oby w życiu było choć trochę prościej :*
    Pozdrawiam,
    heaven.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! :)
      I tak, jestem zbyt krytyczna wobec samej siebie, ale to mi chyba nawet pomaga... :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Och słodki Deanie, nie zostawiaj Madeline,proszę.
    Ten blog od początku mnie pochłania i nie mogę przestać o nim myśleć.
    Rosie lubi Damona - Damon lubi Rosie. Będzie romans!
    Aż się nie mogę doczekać *.*
    Pozdrawiam, Dora.
    cursed-child.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń