wtorek, 3 maja 2016

♣ Chapter 1.1


     Przez chwilę nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Dokładnie się mu przyjrzała. Zmienił się, dojrzał, stał się jeszcze bardziej przystojny. Dean był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną o zielonych oczach i ciemnych blond włosach. Kilkudniowy zarost dodawał mu jeszcze większego uroku. Zauważyła, że dziwnie się jej przygląda, więc jak najszybciej odgoniła od siebie przeróżne myśli, a usta wykrzywiła w delikatnym uśmiechu, po czym wstała z krzesła i odwróciła się w jego stronę. Spojrzała mu w oczy.
— Cześć Dean — wydukała, a w myślach skarciła się, że nie wymyśliła jakiegoś lepszego powitania, w końcu nie widzieli się tyle czasu.
— Wszystko w porządku? — zapytał. — Nie wyglądasz za dobrze — przyjrzał się jej.
     Spojrzała na niego lekko marszcząc brwi, wypuściła powoli powietrze z ust.
— Wszystko ze mną w porządku, po prostu... nie spodziewałam się tego, że jeszcze kiedykolwiek Cię tu zobaczę  odpowiedziała, po czym usiadła na krześle.
     Chłopak lekko się uśmiechnął i przysiadł się do jej stolika. 
— Sam nie wierzę, że tu znowu jestem — odparł. — Jednakże dobrze Cię znowu zobaczyć... Po tylu latach, nawet nie pamiętam ile dokładnie minęło.
— Ja też nie, kto by liczył — skłamała z wymuszonym uśmiechem.
     "Sześć lat, Dean, sześć lat minęło", powiedziała sama do siebie w myślach. Nie chciała jednak, aby wiedział o tym, że aż tak wszystko doskonale pamięta. Co by sobie mógł wtedy o niej pomyśleć? Może, że czekała dzień w dzień, przez sześć lat, aż w końcu się znowu pojawi w jej życiu? W zasadzie to byłaby prawda. 
— Nic się nie zmieniłaś odkąd się ostatnio widzieliśmy — dodał, po czym spojrzał na jej dłonie, a na jednym z palców widniał pierścionek zaręczynowy. — Ale chyba niedługo się coś jednak zmieni, tyle że w Twoim życiu, nie wyglądzie.
     Spojrzała na niego pytająco, a on wzrokiem wskazał na jej pierścionek. 
— Ach, no tak — westchnęła głośno. — Jestem zaręczona. 
     Nie spodobało mu się w jaki sposób to powiedziała. Ona nie chciała tego ślubu, widać to było po niej. Więc po co się zgodziła skoro tego nie chce? 
— Lepiej opowiadaj co u Ciebie się wydarzyło przez te sześć lat — uśmiechnęła się. — Na pewno masz sporo ciekawych historii do opowiedzenia. 
— A jednak pamiętasz ile lat minęło — zaśmiał się. — Ja też pamiętałem, po prostu chciałem sprawdzić, czy Ty też — puścił jej perskie oczko.
     Głośno westchnęła z lekkim rozbawieniem. Uniosła wzrok w jego stronę. 
— Jak dzieci — pokręciła głową na boki z cichym chichotem. — Ale teraz wracając do wcześniejszego pytania... — przeciągnęła z delikatnym uśmiechem.
— No dobrze, już więc... — zamilkł przez chwilę. — Właściwie to włóczyłem się po całym kraju razem z bratem. Nigdzie nie osiedliłem się na dłużej, całe sześć lat w drodze. W zasadzie dużo zwiedziłem, ale to już rozmowa na dłuższe wieczory — uśmiechnął się do niej. — A jak z Tobą? — zapytał z zaciekawieniem.
— Nie ma co tu dużo opowiadać — powiedziała. — Nie ruszam się nigdzie poza Mystic Falls od dwóch lat odkąd skończyłam studia na Uniwersytecie Whitmore. 
     Przytaknął głową, po czym przy ich stoliku pojawił się Matt z dwiema kawami.
 Dziękuję Matt  powiedziała, a chłopak z uśmiechem odszedł. 
     Madeline upiła łyk kawy, a po chwili poczuła wibracje w kieszeni. 
— Przepraszam, ale muszę odebrać — powiedziała i odeszła od stolika. 
     Przytaknął ponownie głową i odprowadził ją wzrokiem do drzwi. Ucieszył się, że znowu ją spotkał. Jedno go tylko martwiło. Wychodzi za mąż, chociaż nawet tego nie chce. Chciałby jej pomóc, w końcu kiedyś byli przyjaciółmi, a nawet coś więcej. W zasadzie to nie jest pewien, czy ona dalej coś do niego czuje. Minęło przecież tyle lat, swoje uczucia mogła przekierować już z kilka razy.
— Przepraszam, ale muszę wracać do domu — powiedziała podchodząc do stolika i zabierając swoje rzeczy. 
— Rozumiem, ale spotkamy się jeszcze? — uśmiechnął się do niej. 
— Myślę, że tak, ale teraz naprawdę muszę iść, do zobaczenia — machnęła mu ręką i szybko wyszła z baru zostawiając go przy stoliku.


     Parę minut później była już w domu. Spojrzała w stronę salonu, gdyż usłyszała głos dobiegający właśnie stamtąd. Od razu udała się w tamtą stronę. 
— Co się dzieje? — zapytała patrząc na chodzącego w jedną i drugą stronę narzeczonego, który wyraźnie był czymś trochę poddenerwowany.
     Mężczyzna nic nie odpowiadał, a ona w tym czasie usłyszała krzyki dochodzące z piwnicy. Zmarszczyła brwi, po czym spojrzała na dłonie Damona trzymającego pierścień Stefana. Podeszła do niego. Skoro trzyma jego pierścień, to znaczy, że z młodszym Salvatore'm nie jest za dobrze. Czarnowłosy spojrzał na Madeline.
— Nadszedł czas, aby Nasz Rozpruwacz przeszedł na odwyk — powiedział. — Tym bardziej, że łowcy pojawili się w Mystic Falls. 
— Jacy znowu łowcy? — spojrzała na niego pytająco.
— Ach, kochanie... — zaczął, jednak ona mu przerwała.
— Nie nazywaj mnie tak, dobrze wiesz o tym, że sobie tego nie życzę — warknęła.
     Damon spojrzał na nią i wywrócił po chwili oczyma. Ona zaś usiadła na sofie i czekała na dalsze wyjaśnienia co do łowców. 
— Annabelle ich co nie co widziała, zabili Rufusa, znasz go — powiedział. — Z resztą, jakby sam się na nich nie napatoczył to jeszcze by oddychał. W związku z tym, skoro spotkali jednego wampira hasającego po lasach to dla nich od razu jasne jest to, że jest tu więcej takich jak my. Tak więc, musimy się nie wychylać przed orkiestrę, jasne? — spojrzał w jej oczy.
     Madeline wstała z sofy i podeszła do okna. Przez chwilę milczała, po czym odwróciła się w stronę Damona i bezgłośnie westchnęła. 
— A coś więcej? — spojrzała na niego. — Jak wyglądali? To, że zabito jednego nie wiele mi mówi, potrzebujemy więcej szczegółów, żeby nie dać się złapać. 
     Starszy Salvatore zmarszczył brwi i upił łyk bourbon'u. 
— Jesteśmy w dupie — warknął po chwili. — Nic więcej nie wie, tylko tyle, że to był Rufus i dwóch łowców — westchnął. — Cholerna blondi! 
     Madeline uniosła brwi ku górze i wyszła z salonu kierując się w stronę schodów. Chwilę później była już w sypialni. Usiadła na łóżku i głośno westchnęła. "Cholerny Rufus, cholerna blondi", warknęła sama do siebie w myślach i przycisnęła do siebie poduszkę. 

     Brązowowłosa po kilku godzinach siedzenia w jednej i tej samej pozycji w sypialni postanowiła w końcu coś ze sobą zrobić. Wstała z łóżka i od razu je poprawiła, po czym poszła do łazienki wziąć prysznic. Rozebrała się, weszła do kabiny i odkręciła kurek z wodą. Przyjemna, ciepła woda spływała po jej ciele, a ona od razu poczuła się lepiej. Wychodząc spod prysznica owinęła się białym puchowym ręcznikiem i wyszła z łazienki. Usiadła przy swojej toaletce, gdzie rozczesała i wyprostowała swoje długie, brązowe włosy. Podeszła do szafy z której wyciągnęła zwykły t-shirt z jakimś nadrukiem, czarne jeansy i buty na niewielkim obcasie. Ubrana, ponownie usiadła przy toaletce i delikatnie przypudrowała twarz, oczy podkreśliła delikatnie brązowym cieniem, a rzęsy podkręciła czarnym tuszem i skropliła się swoją ulubioną perfumą.
     Stanęła przed dużym lustrem i dokładnie się sobie przyjrzała. Od pięciu lat jej twarz ani o trochę się nie postarzała. Nie przytyła, ani bardziej nie schudła. To były chyba jedyne plusy w byciu wampirem. Jesteś wiecznie młoda i piękna. Jednakże wiecznie to trochę długo. 
     Wyszła z sypialni zamykając za sobą drzwi, po czym zeszła schodami na dół. 
— A panienka, to gdzie się wybiera? — drogę zagrodził jej Damon. — Chyba mówiłem coś o nie wychylaniu się poza orkiestrę, pamiętasz? 
— Ty możesz się ukrywać, od razu się zorientują, że coś z Tobą nie tak — uśmiechnęła się ironicznie. — Lepiej wtapiać się w tłum, być jak inni. 
     Ominęła go i jak najszybciej wybiegła z domu. Wsiadła do swojego samochodu i odjechała w kierunku miasta. Głośno westchnęła. Oczywiście, że najlepszą decyzją jaką mogła podjąć było wtapianie się w ludzi. Siedząc non stop w domu, ukrywając się, zwracałaby na siebie większą uwagę. 
    Zatrzymała się na parkingu nieopodal Mystic Grill. Pogoda dziś dopisywała każdemu, więc ulice były pełne ludzi. Wyszła z samochodu, z daleka zauważyła swoją przyjaciółkę, Caroline, która siedziała przy jednym ze stolików na zewnątrz. Lekko się uśmiechnęła i poszła w jej stronę.

Panna Forbes to urocza, blond włosa wampirzyca. Zawsze była silna, zdeterminowana. Wobec przyjaciół lojalna, kochająca i czuła. Znały się od przedszkola. Zostały wampirami prawie w tym samym czasie. Jedynie co je bardzo różniło to to, że Caroline lubiła być tym kim jest, wręcz uwielbiała to. Z Madeline było odwrotnie.
     Usiadła przy jej stoliku i szeroko się uśmiechnęła ukazując szereg prostych, białych zębów. Blondynka podskoczyła z zaskoczenia.  

— Cześć moja trajkotko — zaśmiała się Madeline i puściła jej oczko.
— Jak Ty lubisz nachodzić niespodziewanie ludzi! — pokręciła głową na boki. — Słyszałaś, że w Mystic Falls są łowcy? — oparła się o oparcie krzesła. 
     Brązowowłosa przyjrzała się przyjaciółce lekko marszcząc brwi. 
— Słyszałam, ale nic więcej oprócz tego, że Rufus nie żyje — powiedziała. — A Ty wiesz coś więcej na ten temat? — zapytała z zaciekawieniem. 
     Caroline zamilkła przez chwilę. Doskonale wiedziała, że Madeline i Dean mają wspólną przeszłość i na pewno nie będzie chciała dopuścić do siebie jej przypuszczeń. Postanowiła jednak spróbować. 
— Dzisiaj widziałam Winchesterów — zaczęła — i to trochę dziwne, że tak nagle się tu zjawili po tylu latach. Zaczęłam mieć swoje podejrzenia — przyjrzała się Madeline. — Uważam, że łowcy, którzy tutaj się pojawili to właśnie oni. Ledwo przyjechali, a tej samej nocy został zabity już jeden wampir — dodała. 
     Panna Pierce ponownie zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, dlaczego jej przyjaciółka uznała, że to bracia Winchester są akurat łowcami. Nie miała na to dowodów. Wypadałoby ich sprawdzić. 
— Nie mówmy od razu, że to oni, Caroline — powiedziała, po czym cicho westchnęła. — Na razie się nie wychylajmy, zachowujmy się normalnie, ale będziemy mieć ich na oku. Trzeba się upewnić, czy masz rację, chociaż modlę się, żeby tak nie było — spojrzała na przyjaciółkę. 
     Forbes przytaknęła głową zgadzając się z tym, co przed chwilą powiedziała Madeline. Jednakże była święcie przekonana, że to oni na pewno są łowcami. Zawsze miała rację, ale każdy zawsze czekał, aż akcja z daną osobą się bardziej rozwinie. Pozostało jej tylko czekać i mieć na oku braci Winchester. 
— A skoro już o nich mowa... — zaczęła Caroline dyskretnie wskazując na drugą stronę ulicy, gdzie szli Dean i Sam, wyraźnie się gdzieś śpiesząc. 

Cześć, trochę za szybko przybywam z nowym rozdziałem? Sama tak uważam, ale to wszystko przez ten majowy weekend, który u mnie jest przepełniony nie udaną pogodą. Dlatego też miałam dość sporo czasu, aby pisać, więc wykorzystałam ten czas i coś udało mi się wyskrobać. Przyznam szczerze, że na początku rozdziału, jest zbyt dużo dialogów, za co bardzo Was przepraszam. Postaram się to wszystko zmienić z kolejnymi rozdziałami i dodawać więcej opisów. Może na razie jest nudno, ale powoli akcja będzie nabierała rozpędu, także dajcie mi troszkę czasu. Nie będę się tu dalej rozpisywać, bo zaczynam pewnie przynudzać. Życzę Wam miłego wtorku i do zobaczenia przy następnym rozdziale!

12 komentarzy:

  1. Fajnie, że szybciej dodałaś rozdział, bo nie musiałam długo czekać :D Rozdział mi się bardzo podoba ;** Madeline&Dean <3
    Ciekawe czy to zabili Winchester'owie czy może są jeszcze jacyś inni łowcy w mieście?
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :DD
    Pozdrawiam,
    Rayna
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaję ,że Caro leci na Sama w sumie fajna była by z nich para zaskoczyło mnie zachowanie Damona nie spodzewałam się,że będzie taki brawa dla Carolinne ona ma zawsze rację a czy będzie Klaus błagam a rozdzał bardzo dobry ciekawe jaki będzie następny ruch naszych braci pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczę jeszcze czy wprowadzę tu Klausa ;)
      Również pozdrawiam i dziękuję ;)

      Usuń
    2. Klaroline -życiem! Always and forever! 😀

      Usuń
  3. Rozdział bardzo ciekawy. Wygląda na to, że będzie się trochę działo w związku z przyjazdem Deana do tego miasta. Mnie nie przeszkadza ta duża ilość dialogów, może dlatego, że po prostu lubię je czytać zwłaszcza jeśli przeplata się przez nie czasami nutka ironii lub żartu.
    Błędów żadnych nie widziałam, ale mam taką małą uwagę, możesz ją oczywiście zignorować. Chciałam tylko powiedzieć, że gdybyś wyjustowała tekst, wyglądał by bardziej przejrzyście i przyjemniej by się czytało, ale to tylko taka moja mała uwaga. :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam. :)

    http://kazdymawsobiesile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa i radę! :)

      Usuń
  4. Przyszłam się odwdzięczyć tym samym - komentarzem, który ty zostawiłaś u mnie.
    Pierwszą sprawą jest to, że chciałabym ci serdecznie podziękować za polecenie! To wiele dla mnie znaczy ♥ ((:
    Po drugie, to chyba wyłapałam nie dociągnięcie, po prostu zmianę myślnika. O tutaj: "— Wszystko ze mną w porządku, po prostu... nie spodziewałam się tego, że jeszcze kiedykolwiek Cię tu zobaczę - odpowiedziała, po czym usiadła na krześle."(To jest na początku, po drugim akapicie, pierwszy dialog). Czepiam się, wiem! Przepraszam za to, ale pomyślałam, że ci to powiem.
    Po trzecie, pochłonęłam cały prolog i jedyneczkę w tempie, jakże ekstremalnym. Bardzo mi się spodobało. Zwłaszcza, że uwielbiam oglądać filmiki na YT z nimi w roli głównej. Pasują do siebie w pewnym sensie, a gify na początku dodają uroku rozdziałowi, przynajmniej moim zdaniem ((:
    Pozdrawiam,
    elose
    xoxo

    PS. Życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że wpadłaś! :)
      Moje małe niedociągnięcie zostało już zmienione, dziękuję za informację :P
      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  5. Myślę, że pochłonę za moment wszystkie rozdziały i będę musiała znosić katusze, czekając na więcej ...
    Który z Salvatore'ów jest narzeczonym Madeline? Bo jakoś nie przejęła się ani jednym, ani drugim. Damona jawnie nienawidzi, a fakt, że Stefan jest zamknięty w piwnicy też jakoś specjalnie jej nie zainteresował. No więc nie wiem... Dobrze, że pokazujesz Damona w taki sposób od samego początku, bo bałam się, że będę miała problem ze zniesieniem jego cudownej osoby :D Ale jest dupkiem, więc niech znika w cieniu :D
    Caroline uwielbiająca bycie wampirem? To niespotykane, naprawdę :D
    Niby to fanfiction, a jednak wszystko jest tutaj takie inne, całkiem odmienne i oryginalne :)) Masz za to ogromnego plusa :) Dobrze, że jest w opowiadaniu panna Forbes, tak poza tym, bo ją uwielbiam!
    Weny twórczej życzę i całuję ;*
    Dora,
    cursed-child.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak obiecałam - jestem! A przy okazji dziękuję ślicznie za komentarz u siebie, bardzo mi miło, że wpadłaś! :)
    Moja droga, na wstępie Cię ostrzegam, że musisz się przygotować na grad głupich pytać o Dean'a - tak jak już wspominałam, nie oglądałam Supernatural, więc totalnie nie znam jego postaci i nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy tutaj kreujesz go bardziej na serialowego Dean'a, czy wedle swojego pomysłu.
    Ale od początku - teoria Care wydaje się być bardzo prawdopodobna, ale chyba wolałabym, żeby tym razem się pomyliła. No halo, Madeline też jest przecież wampirem! No chyba, że będziemy świadkami zakazanej miłości.
    Samo spotkanie z Madeline z Deanem po latach było bardzo fajne. Ani przejaskrawione - nie rzucili się sobie w ramiona, płacząc z radości - ani też mdłe. Było idealne, jak przystało na dwie osoby, które kiedyś były przyjaciółmi, a może nawet trochę więcej.
    Kończę już ten komentarz i przechodzę do następnego rozdziału. Spotkamy się za kilkanaście minut!

    Sight :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! ;) Wpadłam, przeczytałam, a teraz pora na komentarz.
    Zacznę może od tego, że bardzo lubię romanse, dlatego z dużą ciekawością czytałam ten rozdział. Podoba mi się motyw byłych kochanków, którzy rozstali się z powodów trochę niezależnych od nich, a potem spotykają się po latach. Podoba mi się też to, że dziewczyna ma już narzeczonego, więc powstaje nam coś w rodzaju trójkątu;D Nie mam wątpliwości, że jej uczucie do byłego nadal istnieje, choć może zmalało i zakurzyło się przez te wszystkie lata. Ciekawa jestem, czy nadal będzie ich tak do siebie ciągnęło i czy Mad wyzna mu kiedyś całą prawdę. No i coż… wydaje mi się, że to Dean jest łowcą. I nie ukrywam, że taki rozwój wydarzeń byłby interesujący. Bo o ile związek z wampira z człowiekiem jest jeszcze do przyjęcia, to wampira z łowcą już… średnio:D

    Pozdrawiam! I życzę dużo weny;)
    Oraz zapraszam do siebie w wolnej chwili: sila-jest-we-mnie.blogspot.com
    Było by mi miło, gdybyś wpadła i oceniła ;)

    OdpowiedzUsuń