Madeline odłożyła, a raczej rzuciła z impetem telefonem o łóżko, który odbił się od niego i upadł na podłogę. Właśnie zakończyła rozmowę ze swoją przyjaciółką Caroline, która obiecała ją poinformować o przyjeździe Winchester'ów. Owszem zrobiła to o co ją poprosiła, ale nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
Jak się okazało do Mystic Falls powrócił tylko jeden z braci, Sammy. Dean zaś pozostał w Dakocie Południowej wraz z ich starym znajomym. Póki co, nic nie wskazywało na to, że zanosi się na jego powrót. Ponownie stchórzył albo tylko i wyłącznie stracił nadzieje na ich związek. Powoli i ona zaczynała wierzyć w to, że bycie razem nie jest im dane. Starała się wyrzucić z siebie tą myśl już miliony razy, ale głupia nadzieja nadal jest w niej zagnieżdżona i to dość głęboko niż mogło by się wydawać.
Uklęknęła nieopodal łóżka, a jej prawa dłoń spoczęła na piersi. Zaniosła się mimowolnie cichym szlochem, choć jeszcze przed chwilą starała się nie uronić żadnej łzy. Emocje jednak przejęły nad nią kontrolę. Jedna łza, druga, a za chwile polały się ich tysiące. Dopiero po paru minutach dotarło do niej co się z nią dzieje. Otarła spływające po jej policzku słone łzy i usiadła przy toaletce. Zerknęła na swoje odbicie i nikle pokręciła głową na boki. Samotne kosmyki włosów pałętające się po jej twarzy odgarnęła za ucho, a pod oczami osuszyła się chusteczką. Bezgłośnie westchnęła wiąż na siebie patrząc.
Swój wcześniejszy głuchy szloch uznała za niepotrzebny. Skoro jedno przestało walczyć o drugie, to po co ona ma wciąż pozostawać na polu tej bitwy sama w nadziei, że może coś się zmieni? Tak widocznie musiało się to wszystko skończyć. A może była jedną z tych dziewczyn na chwilę? Możliwe, że to najgłupsza myśl jaka tylko mogła przejść przez jej głowę, ale naprawdę tak się przez moment poczuła. Wspólna przeszłość, czułe słówka, brak stałej partnerki, a czemuż by jej nie wykorzystać?
Wykorzystać, a potem spieprzyć z jej życia pod byle pretekstem i już nigdy nie wrócić? Bułka z masłem, w końcu ma już pewnie w tym wprawę. Przez sześć lat bycie w ciągłej drodze, bez stałego miejsca zamieszkania, no to wiadome, że gdy nadarzy się okazja, aby się rozerwać z jakąś przykładowo piękną brunetką o nogach jak stąd do nieba, faceci ustawiają się w pierwszych rzędach.
Jej myśli zostały przerwane przez pukanie do drzwi. Szybko poprawiła się w lusterku i odwróciła się w ich stronę wypowiadając głośne "proszę", a do środka weszła dziewczyna.
— Wszystko w porządku? Wydawało mi się, że słyszałam płacz — usłyszała.
Dziewczyna wydawała się być za razem zaniepokojona, jak i obojętna, a z grzeczności albo ciekawości postanowiła sprawdzić swoje przeczucia. Owszem, nie myliła się, ale musiała ją zbyć jak najszybciej.
— Wszystko jest dobrze, Rosie — odpowiedziała. — Zdawało Ci się, zaraz do Was zejdę.
Panna Mountgomery zmierzyła ją wzrokiem, dość przeszywającym, po czym pokiwała głową i wyszła zamykając za sobą drzwi. Madeline wypuściła powoli powietrze z ust i odwróciła się ponownie w stronę toaletki, gdzie poprawiła się w miarę możliwości i tak jak powiedziała, wstała i zeszła na dół.
Dakota Południowa, Sioux Falls, wcześniej
Zaraz po rodzinnym Lawrence w stanie Kansas, jego drugim domem było Sioux Falls. Razem z bratem mieli tam wieloletniego łowcę i przyjaciela swojego ojca — Bobby'ego Singer'a. Ten średniego wzrostu facet, z powoli siwiejącącymi włosami był dla nich właśnie jak drugi ojciec. Kiedy chwalił to chwalił, a gdy trzeba było któregoś opieprzyć — opieprzył. Kochał ich, a oni go. Zawsze byli dla niego "chłopcami", którymi czasami się opiekował pod nieobecność John'a Winchester'a.
Singer mieszkał na obrzeżach miasta Sioux Falls w stanie Dakoty Południowej. Posiadał stary warsztat samochodowy, który od wielu lat przestał funkcjonować. Całe podwórko przez te wszystkie lata zostało przykryte przez zardzewiałe ze starości samochody, które już nigdy więcej nie postaną na drodze i nie wydadzą z siebie kolejnych warkotów silnika. Mimo iż to miejsce wyglądało jak wielka rupieciarnia, Dean uwielbiał je. Miał tu cząstkę siebie, swojego dzieciństwa. To tu na nowo odradzała się jego ukochana Impala, która niekiedy zbyt wiele przechodziła podczas polowań, ale zawsze staje z powrotem na "nogi" właśnie dzięki niemu. To tu mógł mieć przez chwilę "normalny dom" wraz z Sammy'm, kiedy ojciec wyruszał na łowy. Spojrzał w stronę starego, drewnianego, niewielkiego domu, z którego właśnie wyszedł jego młodszy brat Sam z walizkami. Po chwili został przez niego zauważony, a zaraz szedł już w jego stronę. Dean odwrócił się plecami do brata i powoli wypuścił powietrze z ust przymykając przy tym oczy. Nie chciał postępować pochopnie i ulec myślom, których nie przemyślał.
— Biorę auto Bobby'ego, a Tobie zostawiam Impalę — podał mu klucze. — No wiesz, na wypadek, gdybyś jednak chciał wrócić do Mystic Falls gotowy do walki — dodał, po czym się odwrócił i odszedł.
Odprowadził wzrokiem sylwetkę młodszego Winchester'a i spojrzał na klucze, które trzymał w dłoni. Cicho westchnął, sam już nie wiedział jaką drogę wybrać. Która jest tą właściwą?
Sammy już wyjechał, a on stał dalej w tym samym miejscu. Zerknął na stojącą Impalę, a chwilę po tym siedział już w środku. Dłońmi przejechał po kierownicy, a z jego ust wydobyło się już któreś z rzędu westchnięcie. Pierwszy raz w życiu był taki bezradny. Nie wiedział co robić. Codziennie rozważał wszystkie za i przeciw, jeśli chodzi o kolejny powrót do Mystic Falls. W niczym mu to nie pomagało, wręcz jeszcze bardziej przygnębiało i przyprawiało o bóle głowy, nerwy, które wyładowywał na skasowanych samochodach waląc w nie łomem, gdzie tylko popadnie.
— Wracasz do Mystic Falls? — usłyszał głos Bobby'ego, który oparł się dłonią o framugę od drzwi pokoju.
Nawet na niego nie spojrzał, przerwał jedynie swoje dotychczasowe czynności.
— Jadę na polowanie, muszę w końcu zacząć robić coś pożytecznego — powiedział. — Nie mogę cały czas siedzieć w jednym miejscu, muszę mieć jakieś zajęcie — dodał i wrócił do pakowania się.
— Wczoraj dopiero wróciliśmy, odpuść sobie na parę dni to cholerstwo — powiedział spokojnie Bobby.
Dean spojrzał na Singer'a i pokręcił przecząco głową, po czym zarzucił na ramiona swoją skórzaną kurtkę i wymiął go w drzwiach. Wyszedł przed dom, gdzie stała Impala. Walizki ułożył w bagażniku, po czym wsiadł do środka i odpalił silnik. Ostatni raz obdarzył swojego przyjaciela swoim wzrokiem.
— Na razie, Bobby — powiedział cichym, chrypliwym głosem i odjechał nawet nie wiedząc gdzie.
— Biorę auto Bobby'ego, a Tobie zostawiam Impalę — podał mu klucze. — No wiesz, na wypadek, gdybyś jednak chciał wrócić do Mystic Falls gotowy do walki — dodał, po czym się odwrócił i odszedł.
Odprowadził wzrokiem sylwetkę młodszego Winchester'a i spojrzał na klucze, które trzymał w dłoni. Cicho westchnął, sam już nie wiedział jaką drogę wybrać. Która jest tą właściwą?
Sammy już wyjechał, a on stał dalej w tym samym miejscu. Zerknął na stojącą Impalę, a chwilę po tym siedział już w środku. Dłońmi przejechał po kierownicy, a z jego ust wydobyło się już któreś z rzędu westchnięcie. Pierwszy raz w życiu był taki bezradny. Nie wiedział co robić. Codziennie rozważał wszystkie za i przeciw, jeśli chodzi o kolejny powrót do Mystic Falls. W niczym mu to nie pomagało, wręcz jeszcze bardziej przygnębiało i przyprawiało o bóle głowy, nerwy, które wyładowywał na skasowanych samochodach waląc w nie łomem, gdzie tylko popadnie.
— Wracasz do Mystic Falls? — usłyszał głos Bobby'ego, który oparł się dłonią o framugę od drzwi pokoju.
Nawet na niego nie spojrzał, przerwał jedynie swoje dotychczasowe czynności.
— Jadę na polowanie, muszę w końcu zacząć robić coś pożytecznego — powiedział. — Nie mogę cały czas siedzieć w jednym miejscu, muszę mieć jakieś zajęcie — dodał i wrócił do pakowania się.
— Wczoraj dopiero wróciliśmy, odpuść sobie na parę dni to cholerstwo — powiedział spokojnie Bobby.
Dean spojrzał na Singer'a i pokręcił przecząco głową, po czym zarzucił na ramiona swoją skórzaną kurtkę i wymiął go w drzwiach. Wyszedł przed dom, gdzie stała Impala. Walizki ułożył w bagażniku, po czym wsiadł do środka i odpalił silnik. Ostatni raz obdarzył swojego przyjaciela swoim wzrokiem.
— Na razie, Bobby — powiedział cichym, chrypliwym głosem i odjechał nawet nie wiedząc gdzie.
Zbliżał się do miasta Nashville w stanie Tennessee. Przez te trzynaście godzin jazdy zatrzymał się tylko raz, aby zatankować i kupić coś do jedzenia, a przy okazji znaleźć jakieś informacje o dziwnych przypadkach w okolicy. Udało mu się, miał sprawę do rozwiązania.
Kilka lat temu mieli dokładnie taką samą sprawę do rozwikłania z Sammy'm. Prawie ta sama historia, tyle że w innym stanie. W internecie natrafił na stronę założoną przez grupkę dziewczyn, które wymyślały niestworzone historie o duchach. Dzięki ich głupocie powstała kolejna Tulpa do unicestwienia.
Zatrzymał się przed jednym z zajazdów przy drodze, aby coś zjeść i rozeznać się w danej sprawie.
Kilka lat temu mieli dokładnie taką samą sprawę do rozwikłania z Sammy'm. Prawie ta sama historia, tyle że w innym stanie. W internecie natrafił na stronę założoną przez grupkę dziewczyn, które wymyślały niestworzone historie o duchach. Dzięki ich głupocie powstała kolejna Tulpa do unicestwienia.
Zatrzymał się przed jednym z zajazdów przy drodze, aby coś zjeść i rozeznać się w danej sprawie.
Mystic Falls, dom Winchesterów
Młodszy Winchester postawił przed Madeline kubek z ciepłą herbatą, po czym usiadł obok swojej dziewczyny, Caroline. Atmosfera była napięta, choć jedno przez drugie starało się wypowiadać swoje myśli w pozytywnym słowa znaczeniu. Pierce cicho westchnęła i uśmiechnęła delikatnie.
— Trzeba żyć dalej, w końcu... tego kwiatu jest pół światu, a mój ślub niedługo się odbędzie tak czy inaczej, więc... — każde to słowo mimo uśmiechu przychodziło jej z niebywałą trudnością, co zauważyła Caroline.
Blondynka uderzyła ręką w stół i szybko stanęła na równe nogi. Podparła się rękoma o swoje biodra i zagryzła dolną wargę. Pozostała dwójka wiedziała, że panna Forbes zaraz wybuchnie.
— Przestań, przestań tak mówić do cholery! Nie pozwolę Ci wyjść za Damon'a, rozumiesz? Z nim nie będziesz miała udanego, wiecznego życia! On Cię... — nie było dane jej dokończyć.
— Uważaj co i przy kim mówisz — upomniała ją Madeline, mając na myśli słowa "wiecznego życia", w nerwach, w których była mogła zbyt wiele z siebie wypowiedzieć.
— On wie — powiedziała po chwili, a Pierce spojrzała na nią niezrozumiale. — Sammy wie, że jesteśmy wampirami, ale spokojnie, jest z nami, nic nam nie zrobi. Tylko on...
I po tych słowach przestała ją słuchać. Czy ona do reszty oszalała? Jak ona mogła ich wszystkich wydać? Marzy jej się idealnie wystrugany kołek w serce? Postradała zmysły w momencie, kiedy wyznała mu kim są. I to jeszcze łowcom, którzy wiedzą niemalże wszystko o tym jak zgładzić wampiry.
— Czy Ty już do reszty oszalałaś?! — wykrzyczała, a jej emocje ponownie wzięły górę.
— Madeline, spokojnie... — blondynka starała się ją uspokoić. — Od tylu miesięcy milczy...
— To nie znaczy, że będzie milczał wiecznie! W każdej chwili może Ci wbić kołek w serce albo je wyrwać! Ewentualnie pozbawić Cię tej tlenionej główki! Jak mu to mówiłaś, to myślałaś chociaż przez chwilę o innych, czy znowu tylko o sobie?! — mówiła podniesionym głosem, a z oczu trzaskały jej błyskawice.
Winchester miał wrażenie, że zaraz poleje się tu krew i to jego. W żyłach Sama płynęła czerwona ciecz, a między nią również werbena, więc jeśli Madeline chciałaby go zahipnotyzować to nie udałoby się jej to. Kolejny powód do gniewu z jej strony. Co gorsza, mógłby zginąć z jej rąk.
— Użyj perswazji — i usłyszał te słowa, których nie chciał, a serce jego przestało przez moment bić. Uczucie to jest mało nieprzyjemne.
— Nie mogę — powiedziała cicho Caroline, wiedziała, że ta odpowiedź dziewczynę nie uszczęśliwi i tak też niestety było.
— No tak... nafaszerowałaś go werbeną przed nami, ale i też samą sobą — prychnęła Madeline. — Świetnie, naprawdę... brawo Caroline — cicho westchnęła. — Chyba nie mamy wyboru...
Panna Forbes wiedziała co zamierza Madeline i nie mogła dopuścić do jego śmierci. Kochała Sam'a i wiedziała, że może mu ufać. Tym bardziej, że istniał powód, dla którego dowiedział się o wampirach w Mystic Falls. I nie miała za złe przyjaciółce jej zachowania. Doskonale ją w tym momencie rozumiała.
— Szukamy z Sammy'm lekarstwa na wampiryzm i to specjalnie dla Ciebie. Dzięki temu nie musiałabyś być z Damon'em, a spokojnie mogłabyś dzielić swoje życie z Dean'em! — wyznała.
W tym momencie jej emocje lekko opadły. Lekarstwo? Czyli możliwe jest to, że istnieje.
— Jesteśmy już blisko jego odnalezienia, spędziliśmy nad tym dobre pół roku. Jest tylko jedna porcja i chcemy, abyś ty ją spożyła. Rozmawiałam już ze wszystkimi tylko nie z Tobą i Damon'em. Oni są za tym, żebyś to Ty je zażyła. Był tylko jeden problem... — mówiła szybko, aż w końcu Madeline opadała z emocji. — Tym problemem było znalezienie Twojego stwórcy, którego krew musisz wypić. I to nie szklaneczkę, czy dwie, a całość, musiałabyś go zabić. Już wiemy, kto nim jest.
W głowie Madeline przebiegały przeróżne myśli. Zawitała też nowa nadzieja, szczęście, a za razem wstyd za wcześniejsze słowa, które wypowiedziała. Gdyby wiedziała od samego początku, jakie zamiary miała Caroline to postąpiłaby inaczej, nie tak gwałtownie.
— Twoim stworzycielem jest... — zaczął Sam, który wstał od stołu. — Damon Salvatore.
✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽ ✽
Cześć! Minął ponad miesiąc od mojego ostatnio dodanego rozdziału. Dzisiaj przybyłam do Was z nowym, świeżutkim i strasznie króciutkim. Wybaczcie mi to proszę, ale to w ogóle cud, że się pojawił. Odkąd zaczęła się szkoła (a jak wiecie, jestem w klasie maturalnej), to nie mam czasu na nic. Jestem w trybie "szkoła-dom-nauka-spanie". Strasznie męczące, a w wolnym czasie nie ma mnie w domu, albo nie mam czasu siedzieć przy laptopie, albo nie mam weny. Dzisiaj mnie delikatnie oświeciło, ale czy na dobre mi to wyszło to nie wiem. Sami oceńcie.
Tymczasem - dobranoc, bo jest już po północy kiedy to piszę. Do następnego!
Lekarstwo ? :o Damon jej stwórcą? Ale wymyśliłaś kochanie! <3 Ale to Madeline nie wiedziała jak się przemienił? Albo o czymś zapomniałam i muszę się wrócić do początku albo to jeszcze się wyjaśni ! :*
OdpowiedzUsuńTeż nie mam właśnie czasu na pisanie przez prace ale może coś wyjombunuje na weekendzie wolnym ;>
Pozdrawiam. ^^
Dziękuję bardzo!
UsuńNie, Madeline nie pamięta jak została przemieniona, więc wszystko się dopiero teraz wyjaśni :)
Pisz, pisz - życzę weny i czasu!
Pozdrawiam! :*
aa to nic mnie nie ominęło hehe :D
UsuńDzięki i nawzajem.: *
Wow,końcówka mnie zupełnie zaskoczyła! Jak ja uwielbiam takie dylematy <3 No bo przecież Madeline będzie mieć dylemat czy będzie w stanie zabić Damona. Tak przynajmniej myślę. Ale fajnie :D
OdpowiedzUsuńCaroline jak zwykle jest sobą,uwielbiam ją za to,że zawsze stawia wszystkich do pionu. Powinna znaleźć Deana i jemu przemówić do rozsądku. Do tej pory się zastanawiam o co może mu chodzić i czy jego odejście jest podyktowane jakimś głębszym motywem. No ale pewnie nie dowiem się tak szybko.
Życzę dużo weny i czekam cierpliwie na następny :)
Dziękuję bardzo!
UsuńMoże będzie miała dylemat, a może nie. Zależy od tego jaką pozna prawdę :)
Też uwielbiam taką Caroline :)
Pozdrawiam! :*
Nienawidzę Melanie za to ,że chciała zabić Sama Den by jej tego nie wybaczył może i dobrze i pojawił się Boby kocham cię za to czemu mam wrarzenie,że ktoś zginie niech to będzie Enzo bo Enzo może wypaplać Damonowi,że szukają lekarstwa pozdrawiam i czekam
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńZa chęć zabicia Sam'a to nie ma co się jej dziwić. Różnie może być, w końcu nie każdy jest zdolny do utrzymania tajemnicy do końca.
Enzo nie ma tu nic do rzeczy. Nie zostanie on w to wszystko wplątany. Enzo jest postacią pojawiającą się sporadycznie.
Pozdrawiam
No no! Znalazłam czas na przeczytanie, aż tak dużo się nie spóźniłam :D. Co do rozdziału- krótki ale za to jaki! Akcja rusza, lekarstwo, i fakt iż będzie musiała zabić Damona, ahhh <3 Mimo, że w serialu go uwielbiam, to tu życzę mu jednak śmierci XD.
OdpowiedzUsuńSzkoda moich gołąbeczków ;c. Niech Dean wraca noooo! ;'c
Pozdrawiam cieplutko! <3 Dużo weny i czasu!
Dziękuję bardzo!
UsuńMoże Dean niedługo się otrząśnie i wróci :)
Pozdrawiam :*
Madeline nie może zabić Damona! Wiem, że to okropna postać, ale... No nie może umrzeć!
OdpowiedzUsuńA Madeline na pewno znajdzie inny sposób. Nie wierzę, że zabije Damona.
Szkoda mi jej, wiecznie ma pod górkę. O rany...
Blog się rozkręca, a ja się nakręcam. Biegnie czytać dalej :D
cursed-child.blogspot.com