Madeline przeszukała cały dom w wampirzym tempie, jednak nigdzie nie znalazła Daviny. Damon ruszył na poszukiwania po lesie. Mogła być wszędzie, byle by nie dotarła do Winchester'ów.
— Masz coś co do niej należy? — zatrzymała ją Bonnie.
Brązowowłosa pokiwała głową twierdząco, a chwilę po tym była już w pokoju blondynki. Zauważyła leżącą torbę przy łóżku. Wiedziała, że nie powinna grzebać w jej rzeczach, jednak teraz nie mogła postąpić inaczej.
Schyliła się po torbę i zajrzała do środka. Było w niej kilka kosmetyków, długopisy i portfel. W bocznej kieszeni znalazła wisiorek. Możliwe, że należał do niej, chociaż pewności nie miała. Zeszła na dół, gdzie Bonnie stała nad rozłożoną mapą. Wkoło były porozstawiane świece.
— Znalazłam tylko to — powiedziała podając przyjaciółce wisiorek.
— Oby był przydatny — odparła Bonnie jakby sama do siebie.
Chwyciła za nóż, a Madeline podała jej swoją rękę. Czarownica zrobiła lekkie nacięcie na jej dłoni, z której poleciała stróżka krwi prosto na mapę. Zacisnęła wisiorek w dłoniach, a świece zapłonęły.
— Phasmatos tribum — wyszeptała — nas ex veras.
Krew Madeline zaczęła wędrować po mapie. Oznaczało to, że zaklęcie działa. Bonnie przyjrzała się dokładniej miejscu, w którym czerwona ciecz się zatrzymała. Lekko się uśmiechnęła i spojrzała na przyjaciółkę.
— Jest niedaleko Grill'a. Możliwe, że nas podsłuchała i myśli, że Winchester'owie dalej tam są — odparła Bon, po czym zgasiła świece.
— Przy najmniej wiemy gdzie ją znaleźć — dodała Madeline i ruszyła w stronę wyjścia, a panna Bennett została w pensjonacie.
Wsiadła do samochodu i jak najszybciej odjechała w stronę miasta.
Kilkanaście minut wcześniej
— Widziałam dzisiaj w Grillu Winchester'ów — usłyszała znajomy głos, jednak nie był zbyt wyraźny. — Rozmawiali coś o jakiejś Davinie.
Blondynka niemalże zerwała się z łóżka. Zupełnie zapomniała, że bracia czekają na jej przyjazd do Mystic Falls. Już dawno powinna być z nimi. Ostatni telefon jaki wykonała do Sam'a był przed samym miasteczkiem.
Musiała się z nimi spotkać i to jak najszybciej. Inaczej zaczną myśleć, że coś jej się po drodze stało i będą jej szukać. W sumie mieli by rację.
Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Nie było stąd aż tak wysoko. Otworzyła je na rozcież i stanęła na parapecie. W między czasie nasłuchiwała, czy Damon nie zbliża się do jej pokoju. Kiedy nic na to nie wskazywało, wyskoczyła z okna bezpiecznie lądując na ziemi, po czym w wampirzym tempie puściła się w las.
Była zachwycona, jak i również przestraszona swoją niebywałą szybkością. Zatrzymała się przed wyjściem z lasu. Z oddali widziała dachy pobliskich domów. Głośno westchnęła i obejrzała się za siebie sprawdzając, czy nikt za nią nie podąża. Drgnęła, gdy nagle usłyszała niezbyt wyraźny śmiech dzieci. Jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić do tych swoich nadludzkich zdolności. W zasadzie wszystko to było dla niej nowe i po części niezrozumiałe.
Od kilku lat miała świadomość o istnieniu wampirów, ale wiedziała tylko jak je zabijać. Nie potrzebowała większej wiedzy na ich temat. Dla niej najważniejsze było to, aby je zmieść z powierzchni tej ziemi.
Wyszła do głównej ulicy, gdzie chodnikami przechadzali się mieszkańcy Mystic Falls. Wciągnęła powietrze nosem, czuła kilkanaście przeróżnych zapachów, które unosiły się w jej okolicy. Gdy bardziej się skupiła na słuchu, potrafiła słyszeć bicie serc i przepływ krwi w żyłach przechodniów. Niespokojnie się poruszyła. Musiała odnaleźć Winchester'ów. Ruszyła przed siebie, w między czasie starała się ignorować ludzi i myśleć o czymś zupełnie innym.
Znalazła się przed budynkiem Mystic Grill, gdzie mieli być bracia. Spojrzała w stronę parkingu, na którym dojrzała ukochaną Impalę Dean'a. Na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Chwyciła za klamkę od dość sporych drzwi wejściowych i wsunęła się do środka baru.
Pomieszczenie było dość spore niż się jej wydawało z zewnątrz. Przy stolikach siedzieli nieznani jej ludzie. Rozejrzała się z miejsca za braćmi Winchester.
— Ach, tu jesteś Dean! — pomyślała i już miała iść w jego kierunku.
Nie zrobiła jednak ani jednego kroku w jego stronę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie może się z nim spotkać. Jest wampirem, oprócz tego jest głodna i nie wiedziała jakby zareagowała dłużej z nimi przebywając. Co jeśli przestałaby się kontrolować? Co jeśli bracia zauważyliby, że jest z nią coś nie tak? Widzieli i zabili wiele wampirów, mogliby ją od razu rozszyfrować.
Niespokojnie się cofnęła, po czym nie patrząc na nic wybiegła z baru. Pech chciał, że na kogoś wpadła, a z jej dziąseł wysunęły się śnieżnobiałe kły.
— Davina, uspokój się i schowaj te kły! — warknęła cicho Madeline, która trzymała ją mocniej za ramiona, aby blondynka jej się czasem nie wyślizgnęła.
Harvelle opanowała się po chwili i schowała swoje kły. Głośno westchnęła.
— Przepraszam, że Wam uciekłam, to było głupie i nieodpowiedzialne z mojej strony — zaczęła. — Nie wiem co sobie myślałam, proszę zabierz mnie stąd.
Madeline pokiwała głową, po czym objęła dziewczynę jedną ręką widząc jak się trzęsie. Nakierowała ją w stronę parkingu, gdzie zaparkowała swój samochód.
Usiadły w samochodzie i odjechały w kierunku pensjonatu Salvatore'ów. Pierce nie chciała na nią naskakiwać za taką głupotę. Kiedy została wampirem sama nie wiedziała co robi, więc doskonale ją rozumiała. Postanowiła nie zaczynać tej rozmowy, chyba że Davina sama się na nią zdecyduje.
— Pewnie jesteś na mnie nieźle wkurzona — powiedziała Davina, jednak Madeline nic nie odpowiedziała, tylko zatrzymała się na czerwonym świetle.
Sięgnęła ręką do tyłu, skąd wyciągnęła butelkę z krwią i podała ją blondynce, która od razu za nią chwyciła i upiła kilkanaście łyków.
— Usłyszałam jak Twoja przyjaciółka powiedziała o Winchester'ach i nie mogłam się powstrzymać, żeby się z nimi spotkać — zaczęła. — Dopiero jak zobaczyłam Dean'a to zdałam sobie sprawę, że nie powinnam była wychodzić z domu.
— Widzieli Cię, czy nie? — zapytała Madeline po dłuższym milczeniu, a widząc zielone światło ruszyła samochodem dalej.
— Żaden mnie nie widział, w zasadzie był tam tylko Dean — odpowiedziała. — Skąd znasz Winchesterów? — zapytała po chwili marszcząc brwi.
— Mam z Dean'em wspólną przeszłość — odparła krótko. — A ty, skąd ich znasz?
Davina lekko uśmiechnęła się do samej siebie. Dopiero teraz zrozumiała, kim jest ta dziewczyna, o której Dean nie mógł zapomnieć przez tyle lat. Nie mówił o niej za wiele, tylko tyle skąd pochodziła i może dwie historie z nią związaną.
— Dean'a i Sam'a poznałam jakieś sześć lat temu w zajeździe "Roadhouse", który prowadziłam razem z matką — zaczęła. — Najczęściej przebywali u nas łowcy z przeróżnych stanów. Ellen poznała Winchester'ów kilka lat wcześniej niż ja. Polubiliśmy się, parę razy wyjeżdżaliśmy na wspólne łowy. Jak się dowiedzieli, że moja matka nie żyje to zaproponowali, żebym do nich dołączyła. Lepsze to niż bycie samą w zajeździe, ale teraz chyba muszę wyjechać jeszcze dalej — odparła.
Madeline zatrzymała samochód na podjeździe. Spojrzała na Davinę, która miała głowę spuszczoną w dół. Pierce zrobiło się jej żal.
— Wcale nie musisz wyjeżdżać — powiedziała. — Możesz zostać w Mystic Falls, tylko musisz nauczyć się funkcjonować jako wampir, a potem normalnie wtopić się w tłum — uśmiechnęła się lekko. — Jednakże mieszkanie z Winchester'ami to nie za dobry pomysł, tak samo jak powrót do polowań.
Davina pokiwała głową, zgadzała się ze słowami brązowowłosej. Nie mogła teraz zamieszkać z Winchester'ami, a co dopiero z nimi polować. Musiała coś wymyślić, tylko tak dobrego, aby bracia jej uwierzyli.
— Jak się spotkasz za jakiś czas z Winchester'ami powiesz im, że masz rodzinę w Mystic Falls, o której nie wiedziałaś. Dowiedziałaś się o nas z jakiegoś dziennika swojej mamy i postanowiłaś, że zostaniesz u nas — widząc jak Davina się uśmiechnęła, to mimowolnie odwzajemniła jej tym samym. — A co do łowów, to chyba zrozumieją, że nie chcesz, prawda? — przyjrzała się jej.
— Takie proste, a jednak genialne — zaśmiała się cicho blondynka. — Z łowami nie będzie problemu, już kilka razy próbowali mnie od tego odciągać, ale nie dawałam za wygraną, więc albo będą dumni, albo podejrzliwi.
Weszły do salonu, gdzie Damon i Bonnie siedzieli na sofie popijając bouron'a. Starszy Salvatore od razu zerwał się z miejsca chcąc naskoczyć na Davinę z pretensjami jaka to była nieodpowiedzialna. Powstrzymała go jednak piorunującym wzrokiem Madeline.
Był zły na pannę Harvelle. Wychwalił dzień przed zachodem słońca twierdząc, że nowa wampirzyca nie robi im jak dotąd żadnych problemów. Jego zaufanie do niej obniżyło się o kilka poprzeczek.
— Chciałam przeprosić — zaczęła Davina, a Damon wywrócił teatralnie oczyma i głośno westchnął. — Mówiłam już Madeline, że moje zachowanie było głupie i nieodpowiedzialne. Dopóki nie nauczycie mnie jak funkcjonować jako wampir obiecuję, że nie wychylę nosa zza drzwi tego domu — powiedziała na szybkości zanim Salvatore niespodziewanie wtrąci swoje kilka groszy.
— To dobrze — burknął kruczowłosy upijając do końca trunek ze szklanki.
— Tylko tyle? Nie nakrzyczysz na mnie? Widzę, że masz ochotę, więc przyjmuję dziś wszystko na siebie — powiedziała poważnym tonem.
Damon zaśmiał się pod nosem, po czym podszedł do barku, aby nalać do szklanek bourbon'a dla wszystkich. Spojrzał w jej stronę.
— Owszem, mam ochotę krzyczeć, ale weź sobie później słuchaj biadolenia Madeline, że nie powinienem, aż tak na Ciebie naskakiwać tylko podejść do sprawy na spokojnie, w końcu kiedyś też byliśmy w podobnej sytuacji. Bla, bla, bla — parsknął śmiechem podając wszystkim szklanki z alkoholem.
Każdemu na twarzy pojawił się mimowolny uśmiech, jednak tylko Madeline pozostawała przeraźliwie poważna. Nie miała jednak zamiaru się odzywać. Wolała to przemilczeć, niż zrobić małą awanturę przy wszystkich. Chwyciła za szklankę, którą jej akurat podawał i upiła kilka łyków, a on posłał jej kąśliwy uśmiech.
"Właśnie minął mój pierwszy dzień nowego życia. Pierwszy dzień życia jako wampir, a będzie ich przede mną jeszcze cholera wie ile!
Minęło 24 godziny, a ja już zdążyłam zrobić jakąś głupotę. Do bycia nieśmiertelną jeszcze się nie przyzwyczaiłam i pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim to wszystko sobie poukładam. Kilka minut wcześniej Damon próbował mi wszystko szczegółowo wytłumaczyć, jutro przejdziemy do kolejnych ważnych rzeczy. Jedno jest pocieszające. Potrafię nad sobą panować. Kiedy jestem głodna staje się to trochę trudniejsze, ale daję radę.
Najważniejsza sprawa jest jeszcze przede mną. Muszę spotkać się z Winchester'ami i powiedzieć im o moich dwóch decyzjach. Pierwszą z nich jest to, że nie zamieszkam z nimi tylko w pensjonacie Salvatore'ów. Będę udawać, że mam tu daleką rodzinę, która z wielką przyjemnością mnie przyjmie.
Druga decyzja to — koniec polowań. Będą za razem szczęśliwi, jak i podejrzliwi. Za każdym razem, kiedy Dean mnie opieprzał za to, że podejmuję się polowań — ja wiernie pozostawałam przy swoim mając w dupie, to co do mnie mówi i robiłam nadal swoje. Po jakimś czasie odpuścił widząc, że jego gadanie nic nie daje i niekiedy angażował mnie w niektóre łowy.
Myślę, że teraz mnie zrozumieją. Moja matka nie zmarła śmiercią naturalną. Zabił ją wampir. Chociaż z drugiej strony będą zadawali sobie pytanie: "Dlaczego Jo Harvelle pozostawia polowania i nie szuka zemsty?". Gdyby nie to, że stałam się tym kim jestem — rzeczywiście szukałabym zemsty.
W tej sytuacji nie mogę, a szczególnie z nimi.
Po raz kolejny jestem wdzięczna Madeline. Mam wrażenie, że coraz bardziej zaczynamy się lubić. Nie sądziłam też, że to właśnie ona jest tą "wielką miłością Dean'a Winchester'a". Szczęściara."
Szybko odłożyła swój dziennik do szafki nocnej, kiedy usłyszała nadchodzące kroki w stronę jej drzwi do pokoju. Po chwili jednak ucichły, a zaraz po tym było słychać tylko trzaśnięcie drzwiami. Zupełnie zapomniała, że Madeline ma pokój naprzeciwko. Cicho westchnęła i przyłożyła głowę do poduszki.
Kilka dni później, pensjonat Salvatore'ów
Panna Pierce właśnie układała się do snu, kiedy to rozległo się pukanie do jej drzwi. Zmarszczyła brwi, po czym zmusiła się do wstania z łóżka. Podeszła do drzwi, a następnie je otworzyła. Przed nią stał lekko poddenerwowany Damon.
Nie patrząc na nic, wszedł do jej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Ona zaś stała z rękami założonymi na krzyż na piersi i patrzyła na jego poczynania.
Najpierw chodził w jedną i drugą stronę koło okna, wyraźnie nad czymś myślał. Powoli zaczęła się niecierpliwić, usiadła więc na fotelu.
— Znalazłeś sobie pokój do przemyśleń i wydeptania mi ścieżki w dywanie? — mruknęła, po chwili milczenia, a on się gwałtownie zatrzymał.
— Dzwonił do mnie Stefan — zaczął, a ona się poderwała z miejsca. — Twierdzi, że już mu przeszła "faza" Rozpruwacza, ale jakoś mu nie wierzę, chociaż przepraszał.
Madeline mimowolnie się uśmiechnęła, a on spojrzał na nią zaciekawiony. Widząc jego badawczą minę postanowiła mu się przyznać.
— Ja mu wierzę — powiedziała po chwili, ale on czekał na dalsze wyjaśnienia. — Kilka dni wcześniej zadzwoniłam do jego przyjaciółki, którą dobrze znasz — powiedziała, a on już wszystko zrozumiał. — Poprosiłam Lexi o pomoc, sam wiesz jak ona na niego działa w tych sprawach. Wystarczy kilka dni z nią, a on jest dawnym sobą — dodała, a on pokiwał głową.
— Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyśleliśmy — mruknął. — Zanim zabił tyle ludzi, skręcił mi kark i za nim dopadł Davinę — wymieniał trochę podirytowany. — Za parę godzin będzie w Mystic Falls, więc trzeba na to przygotować Harvellę zanim go rozerwie na strzępy.
Co racja, to racja. Blondynka może być nieobliczalna podczas spotkania ze Stefanem. Różne rzeczy mogą jej przyjść do głowy.
Spojrzał niepokojąco na Davinę, która chodziła w jedną i drugą stronę po wielkim salonie. Była zdenerwowana, wściekłość w niej niemalże kipiała.
— Kpisz sobie ze mnie?! — krzyknęła zatrzymując się gwałtownie przy kominku. — Mam go nie rozerwać na kawałki za to co mi zrobił? Mam ochotę go udusić gołymi rękoma, przebić kołkiem jego serce, odciąć głowę! — wymieniała, a Damon wywrócił oczyma.
— Dobra, dobra Ty niedoszła seryjna morderczyni! Opanuj się — wstał z fotela i podszedł do niej bliżej. — Nikt nikogo nie zabije w tym domu, rozumiemy się?
Davina prychnęła pod nosem i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— Dobrze, skoro tak bardzo boisz się, że pobrudzę Ci dywan to zabiję go nawet przed domem — warknęła, po czym postawiła kilka kroków w kierunku drzwi, jednak Madeline zagrodziła jej drogę, rzucając przy okazji karcące spojrzenie.
— Słyszałaś Damona? Nikt nikogo nie zabije — powtórzyła jej, a ona głośno i bezradnie westchnęła. — Możesz go nienawidzić, omijać, ale nie zabijać.
— Z racji tego, że sporo rzeczy mnie nauczyliście, zaopiekowaliście się mną — ponownie westchnęła — nic mu nie zrobię. Jeden jego błąd co do mojej osoby, a przyrzekam, że spalę go na ogrodzie — dodała.
Damon zaśmiał się pod nosem, dawno nie widział takiej żądzy śmierci u kobiety. Stefan musi mieć się na baczności, inaczej marny jego los.
Spojrzał na godzinę w telefonie, jego brat niedługo miał się już pojawić. Dochodziła trzecia w nocy, więc lada moment może się tutaj pojawić.
— Mam nadzieję, że przyjedzie moim samochodem, bo jak nie to możesz już iść szykować stos na braciszka — zwróciła się do Damona.
— Jaki samochód masz, że jest dla Ciebie taki ważny panno Harvelle? — zapytał.
— Jeep J20 z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego — odpowiedziała.
Damon uniósł brwi ku górze i wstał z fotela, po czym nalał sobie do szklanki bourbona. Spojrzał na nią i niezrozumiale się uśmiechnął.
— Jak nim nie przyjedzie — odparł — to kupimy ci nowego.
Miała już coś powiedzieć, ale usłyszeli warkot silnika. Oznaczało to tylko jedno. Davina impulsywnie się poruszyła, ale Madeline spojrzała na nią ostrzegawczo. Odpuściła i stanęła nieopodal okna, czekając aż pojawi się jej pierwszy wróg.
Drzwi do domu otworzyły się z wyraźnym skrzypnięciem, a w progu stanął Stefan, który patrzył na Damona i Madeline przepraszającym wzrokiem. Zamknął za sobą drzwi i stanął na pierwszym schodku do salonu, dopiero teraz zauważył stojącą przy oknie blondynkę. Wydawała mu się znajoma.
— Cześć Stefciu — rzuciła Davina. — A może raczej, mój stworzycielu.
— Masz coś co do niej należy? — zatrzymała ją Bonnie.
Brązowowłosa pokiwała głową twierdząco, a chwilę po tym była już w pokoju blondynki. Zauważyła leżącą torbę przy łóżku. Wiedziała, że nie powinna grzebać w jej rzeczach, jednak teraz nie mogła postąpić inaczej.
Schyliła się po torbę i zajrzała do środka. Było w niej kilka kosmetyków, długopisy i portfel. W bocznej kieszeni znalazła wisiorek. Możliwe, że należał do niej, chociaż pewności nie miała. Zeszła na dół, gdzie Bonnie stała nad rozłożoną mapą. Wkoło były porozstawiane świece.
— Znalazłam tylko to — powiedziała podając przyjaciółce wisiorek.
— Oby był przydatny — odparła Bonnie jakby sama do siebie.
Chwyciła za nóż, a Madeline podała jej swoją rękę. Czarownica zrobiła lekkie nacięcie na jej dłoni, z której poleciała stróżka krwi prosto na mapę. Zacisnęła wisiorek w dłoniach, a świece zapłonęły.
— Phasmatos tribum — wyszeptała — nas ex veras.
Krew Madeline zaczęła wędrować po mapie. Oznaczało to, że zaklęcie działa. Bonnie przyjrzała się dokładniej miejscu, w którym czerwona ciecz się zatrzymała. Lekko się uśmiechnęła i spojrzała na przyjaciółkę.
— Jest niedaleko Grill'a. Możliwe, że nas podsłuchała i myśli, że Winchester'owie dalej tam są — odparła Bon, po czym zgasiła świece.
— Przy najmniej wiemy gdzie ją znaleźć — dodała Madeline i ruszyła w stronę wyjścia, a panna Bennett została w pensjonacie.
Wsiadła do samochodu i jak najszybciej odjechała w stronę miasta.
Kilkanaście minut wcześniej
— Widziałam dzisiaj w Grillu Winchester'ów — usłyszała znajomy głos, jednak nie był zbyt wyraźny. — Rozmawiali coś o jakiejś Davinie.
Blondynka niemalże zerwała się z łóżka. Zupełnie zapomniała, że bracia czekają na jej przyjazd do Mystic Falls. Już dawno powinna być z nimi. Ostatni telefon jaki wykonała do Sam'a był przed samym miasteczkiem.
Musiała się z nimi spotkać i to jak najszybciej. Inaczej zaczną myśleć, że coś jej się po drodze stało i będą jej szukać. W sumie mieli by rację.
Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Nie było stąd aż tak wysoko. Otworzyła je na rozcież i stanęła na parapecie. W między czasie nasłuchiwała, czy Damon nie zbliża się do jej pokoju. Kiedy nic na to nie wskazywało, wyskoczyła z okna bezpiecznie lądując na ziemi, po czym w wampirzym tempie puściła się w las.
Była zachwycona, jak i również przestraszona swoją niebywałą szybkością. Zatrzymała się przed wyjściem z lasu. Z oddali widziała dachy pobliskich domów. Głośno westchnęła i obejrzała się za siebie sprawdzając, czy nikt za nią nie podąża. Drgnęła, gdy nagle usłyszała niezbyt wyraźny śmiech dzieci. Jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić do tych swoich nadludzkich zdolności. W zasadzie wszystko to było dla niej nowe i po części niezrozumiałe.
Od kilku lat miała świadomość o istnieniu wampirów, ale wiedziała tylko jak je zabijać. Nie potrzebowała większej wiedzy na ich temat. Dla niej najważniejsze było to, aby je zmieść z powierzchni tej ziemi.
Wyszła do głównej ulicy, gdzie chodnikami przechadzali się mieszkańcy Mystic Falls. Wciągnęła powietrze nosem, czuła kilkanaście przeróżnych zapachów, które unosiły się w jej okolicy. Gdy bardziej się skupiła na słuchu, potrafiła słyszeć bicie serc i przepływ krwi w żyłach przechodniów. Niespokojnie się poruszyła. Musiała odnaleźć Winchester'ów. Ruszyła przed siebie, w między czasie starała się ignorować ludzi i myśleć o czymś zupełnie innym.
Znalazła się przed budynkiem Mystic Grill, gdzie mieli być bracia. Spojrzała w stronę parkingu, na którym dojrzała ukochaną Impalę Dean'a. Na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Chwyciła za klamkę od dość sporych drzwi wejściowych i wsunęła się do środka baru.
Pomieszczenie było dość spore niż się jej wydawało z zewnątrz. Przy stolikach siedzieli nieznani jej ludzie. Rozejrzała się z miejsca za braćmi Winchester.
— Ach, tu jesteś Dean! — pomyślała i już miała iść w jego kierunku.
Nie zrobiła jednak ani jednego kroku w jego stronę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie może się z nim spotkać. Jest wampirem, oprócz tego jest głodna i nie wiedziała jakby zareagowała dłużej z nimi przebywając. Co jeśli przestałaby się kontrolować? Co jeśli bracia zauważyliby, że jest z nią coś nie tak? Widzieli i zabili wiele wampirów, mogliby ją od razu rozszyfrować.
Niespokojnie się cofnęła, po czym nie patrząc na nic wybiegła z baru. Pech chciał, że na kogoś wpadła, a z jej dziąseł wysunęły się śnieżnobiałe kły.
— Davina, uspokój się i schowaj te kły! — warknęła cicho Madeline, która trzymała ją mocniej za ramiona, aby blondynka jej się czasem nie wyślizgnęła.
Harvelle opanowała się po chwili i schowała swoje kły. Głośno westchnęła.
— Przepraszam, że Wam uciekłam, to było głupie i nieodpowiedzialne z mojej strony — zaczęła. — Nie wiem co sobie myślałam, proszę zabierz mnie stąd.
Madeline pokiwała głową, po czym objęła dziewczynę jedną ręką widząc jak się trzęsie. Nakierowała ją w stronę parkingu, gdzie zaparkowała swój samochód.
Usiadły w samochodzie i odjechały w kierunku pensjonatu Salvatore'ów. Pierce nie chciała na nią naskakiwać za taką głupotę. Kiedy została wampirem sama nie wiedziała co robi, więc doskonale ją rozumiała. Postanowiła nie zaczynać tej rozmowy, chyba że Davina sama się na nią zdecyduje.
— Pewnie jesteś na mnie nieźle wkurzona — powiedziała Davina, jednak Madeline nic nie odpowiedziała, tylko zatrzymała się na czerwonym świetle.
Sięgnęła ręką do tyłu, skąd wyciągnęła butelkę z krwią i podała ją blondynce, która od razu za nią chwyciła i upiła kilkanaście łyków.
— Usłyszałam jak Twoja przyjaciółka powiedziała o Winchester'ach i nie mogłam się powstrzymać, żeby się z nimi spotkać — zaczęła. — Dopiero jak zobaczyłam Dean'a to zdałam sobie sprawę, że nie powinnam była wychodzić z domu.
— Widzieli Cię, czy nie? — zapytała Madeline po dłuższym milczeniu, a widząc zielone światło ruszyła samochodem dalej.
— Żaden mnie nie widział, w zasadzie był tam tylko Dean — odpowiedziała. — Skąd znasz Winchesterów? — zapytała po chwili marszcząc brwi.
— Mam z Dean'em wspólną przeszłość — odparła krótko. — A ty, skąd ich znasz?
Davina lekko uśmiechnęła się do samej siebie. Dopiero teraz zrozumiała, kim jest ta dziewczyna, o której Dean nie mógł zapomnieć przez tyle lat. Nie mówił o niej za wiele, tylko tyle skąd pochodziła i może dwie historie z nią związaną.
— Dean'a i Sam'a poznałam jakieś sześć lat temu w zajeździe "Roadhouse", który prowadziłam razem z matką — zaczęła. — Najczęściej przebywali u nas łowcy z przeróżnych stanów. Ellen poznała Winchester'ów kilka lat wcześniej niż ja. Polubiliśmy się, parę razy wyjeżdżaliśmy na wspólne łowy. Jak się dowiedzieli, że moja matka nie żyje to zaproponowali, żebym do nich dołączyła. Lepsze to niż bycie samą w zajeździe, ale teraz chyba muszę wyjechać jeszcze dalej — odparła.
Madeline zatrzymała samochód na podjeździe. Spojrzała na Davinę, która miała głowę spuszczoną w dół. Pierce zrobiło się jej żal.
— Wcale nie musisz wyjeżdżać — powiedziała. — Możesz zostać w Mystic Falls, tylko musisz nauczyć się funkcjonować jako wampir, a potem normalnie wtopić się w tłum — uśmiechnęła się lekko. — Jednakże mieszkanie z Winchester'ami to nie za dobry pomysł, tak samo jak powrót do polowań.
Davina pokiwała głową, zgadzała się ze słowami brązowowłosej. Nie mogła teraz zamieszkać z Winchester'ami, a co dopiero z nimi polować. Musiała coś wymyślić, tylko tak dobrego, aby bracia jej uwierzyli.
— Jak się spotkasz za jakiś czas z Winchester'ami powiesz im, że masz rodzinę w Mystic Falls, o której nie wiedziałaś. Dowiedziałaś się o nas z jakiegoś dziennika swojej mamy i postanowiłaś, że zostaniesz u nas — widząc jak Davina się uśmiechnęła, to mimowolnie odwzajemniła jej tym samym. — A co do łowów, to chyba zrozumieją, że nie chcesz, prawda? — przyjrzała się jej.
— Takie proste, a jednak genialne — zaśmiała się cicho blondynka. — Z łowami nie będzie problemu, już kilka razy próbowali mnie od tego odciągać, ale nie dawałam za wygraną, więc albo będą dumni, albo podejrzliwi.
Weszły do salonu, gdzie Damon i Bonnie siedzieli na sofie popijając bouron'a. Starszy Salvatore od razu zerwał się z miejsca chcąc naskoczyć na Davinę z pretensjami jaka to była nieodpowiedzialna. Powstrzymała go jednak piorunującym wzrokiem Madeline.
Był zły na pannę Harvelle. Wychwalił dzień przed zachodem słońca twierdząc, że nowa wampirzyca nie robi im jak dotąd żadnych problemów. Jego zaufanie do niej obniżyło się o kilka poprzeczek.
— Chciałam przeprosić — zaczęła Davina, a Damon wywrócił teatralnie oczyma i głośno westchnął. — Mówiłam już Madeline, że moje zachowanie było głupie i nieodpowiedzialne. Dopóki nie nauczycie mnie jak funkcjonować jako wampir obiecuję, że nie wychylę nosa zza drzwi tego domu — powiedziała na szybkości zanim Salvatore niespodziewanie wtrąci swoje kilka groszy.
— To dobrze — burknął kruczowłosy upijając do końca trunek ze szklanki.
— Tylko tyle? Nie nakrzyczysz na mnie? Widzę, że masz ochotę, więc przyjmuję dziś wszystko na siebie — powiedziała poważnym tonem.
Damon zaśmiał się pod nosem, po czym podszedł do barku, aby nalać do szklanek bourbon'a dla wszystkich. Spojrzał w jej stronę.
— Owszem, mam ochotę krzyczeć, ale weź sobie później słuchaj biadolenia Madeline, że nie powinienem, aż tak na Ciebie naskakiwać tylko podejść do sprawy na spokojnie, w końcu kiedyś też byliśmy w podobnej sytuacji. Bla, bla, bla — parsknął śmiechem podając wszystkim szklanki z alkoholem.
Każdemu na twarzy pojawił się mimowolny uśmiech, jednak tylko Madeline pozostawała przeraźliwie poważna. Nie miała jednak zamiaru się odzywać. Wolała to przemilczeć, niż zrobić małą awanturę przy wszystkich. Chwyciła za szklankę, którą jej akurat podawał i upiła kilka łyków, a on posłał jej kąśliwy uśmiech.
"Właśnie minął mój pierwszy dzień nowego życia. Pierwszy dzień życia jako wampir, a będzie ich przede mną jeszcze cholera wie ile!
Minęło 24 godziny, a ja już zdążyłam zrobić jakąś głupotę. Do bycia nieśmiertelną jeszcze się nie przyzwyczaiłam i pewnie minie jeszcze trochę czasu zanim to wszystko sobie poukładam. Kilka minut wcześniej Damon próbował mi wszystko szczegółowo wytłumaczyć, jutro przejdziemy do kolejnych ważnych rzeczy. Jedno jest pocieszające. Potrafię nad sobą panować. Kiedy jestem głodna staje się to trochę trudniejsze, ale daję radę.
Najważniejsza sprawa jest jeszcze przede mną. Muszę spotkać się z Winchester'ami i powiedzieć im o moich dwóch decyzjach. Pierwszą z nich jest to, że nie zamieszkam z nimi tylko w pensjonacie Salvatore'ów. Będę udawać, że mam tu daleką rodzinę, która z wielką przyjemnością mnie przyjmie.
Druga decyzja to — koniec polowań. Będą za razem szczęśliwi, jak i podejrzliwi. Za każdym razem, kiedy Dean mnie opieprzał za to, że podejmuję się polowań — ja wiernie pozostawałam przy swoim mając w dupie, to co do mnie mówi i robiłam nadal swoje. Po jakimś czasie odpuścił widząc, że jego gadanie nic nie daje i niekiedy angażował mnie w niektóre łowy.
Myślę, że teraz mnie zrozumieją. Moja matka nie zmarła śmiercią naturalną. Zabił ją wampir. Chociaż z drugiej strony będą zadawali sobie pytanie: "Dlaczego Jo Harvelle pozostawia polowania i nie szuka zemsty?". Gdyby nie to, że stałam się tym kim jestem — rzeczywiście szukałabym zemsty.
W tej sytuacji nie mogę, a szczególnie z nimi.
Po raz kolejny jestem wdzięczna Madeline. Mam wrażenie, że coraz bardziej zaczynamy się lubić. Nie sądziłam też, że to właśnie ona jest tą "wielką miłością Dean'a Winchester'a". Szczęściara."
Szybko odłożyła swój dziennik do szafki nocnej, kiedy usłyszała nadchodzące kroki w stronę jej drzwi do pokoju. Po chwili jednak ucichły, a zaraz po tym było słychać tylko trzaśnięcie drzwiami. Zupełnie zapomniała, że Madeline ma pokój naprzeciwko. Cicho westchnęła i przyłożyła głowę do poduszki.
Kilka dni później, pensjonat Salvatore'ów
Panna Pierce właśnie układała się do snu, kiedy to rozległo się pukanie do jej drzwi. Zmarszczyła brwi, po czym zmusiła się do wstania z łóżka. Podeszła do drzwi, a następnie je otworzyła. Przed nią stał lekko poddenerwowany Damon.
Nie patrząc na nic, wszedł do jej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Ona zaś stała z rękami założonymi na krzyż na piersi i patrzyła na jego poczynania.
Najpierw chodził w jedną i drugą stronę koło okna, wyraźnie nad czymś myślał. Powoli zaczęła się niecierpliwić, usiadła więc na fotelu.
— Znalazłeś sobie pokój do przemyśleń i wydeptania mi ścieżki w dywanie? — mruknęła, po chwili milczenia, a on się gwałtownie zatrzymał.
— Dzwonił do mnie Stefan — zaczął, a ona się poderwała z miejsca. — Twierdzi, że już mu przeszła "faza" Rozpruwacza, ale jakoś mu nie wierzę, chociaż przepraszał.
Madeline mimowolnie się uśmiechnęła, a on spojrzał na nią zaciekawiony. Widząc jego badawczą minę postanowiła mu się przyznać.
— Ja mu wierzę — powiedziała po chwili, ale on czekał na dalsze wyjaśnienia. — Kilka dni wcześniej zadzwoniłam do jego przyjaciółki, którą dobrze znasz — powiedziała, a on już wszystko zrozumiał. — Poprosiłam Lexi o pomoc, sam wiesz jak ona na niego działa w tych sprawach. Wystarczy kilka dni z nią, a on jest dawnym sobą — dodała, a on pokiwał głową.
— Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyśleliśmy — mruknął. — Zanim zabił tyle ludzi, skręcił mi kark i za nim dopadł Davinę — wymieniał trochę podirytowany. — Za parę godzin będzie w Mystic Falls, więc trzeba na to przygotować Harvellę zanim go rozerwie na strzępy.
Co racja, to racja. Blondynka może być nieobliczalna podczas spotkania ze Stefanem. Różne rzeczy mogą jej przyjść do głowy.
Spojrzał niepokojąco na Davinę, która chodziła w jedną i drugą stronę po wielkim salonie. Była zdenerwowana, wściekłość w niej niemalże kipiała.
— Kpisz sobie ze mnie?! — krzyknęła zatrzymując się gwałtownie przy kominku. — Mam go nie rozerwać na kawałki za to co mi zrobił? Mam ochotę go udusić gołymi rękoma, przebić kołkiem jego serce, odciąć głowę! — wymieniała, a Damon wywrócił oczyma.
— Dobra, dobra Ty niedoszła seryjna morderczyni! Opanuj się — wstał z fotela i podszedł do niej bliżej. — Nikt nikogo nie zabije w tym domu, rozumiemy się?
Davina prychnęła pod nosem i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
— Dobrze, skoro tak bardzo boisz się, że pobrudzę Ci dywan to zabiję go nawet przed domem — warknęła, po czym postawiła kilka kroków w kierunku drzwi, jednak Madeline zagrodziła jej drogę, rzucając przy okazji karcące spojrzenie.
— Słyszałaś Damona? Nikt nikogo nie zabije — powtórzyła jej, a ona głośno i bezradnie westchnęła. — Możesz go nienawidzić, omijać, ale nie zabijać.
— Z racji tego, że sporo rzeczy mnie nauczyliście, zaopiekowaliście się mną — ponownie westchnęła — nic mu nie zrobię. Jeden jego błąd co do mojej osoby, a przyrzekam, że spalę go na ogrodzie — dodała.
Damon zaśmiał się pod nosem, dawno nie widział takiej żądzy śmierci u kobiety. Stefan musi mieć się na baczności, inaczej marny jego los.
Spojrzał na godzinę w telefonie, jego brat niedługo miał się już pojawić. Dochodziła trzecia w nocy, więc lada moment może się tutaj pojawić.
— Mam nadzieję, że przyjedzie moim samochodem, bo jak nie to możesz już iść szykować stos na braciszka — zwróciła się do Damona.
— Jaki samochód masz, że jest dla Ciebie taki ważny panno Harvelle? — zapytał.
— Jeep J20 z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego — odpowiedziała.
Damon uniósł brwi ku górze i wstał z fotela, po czym nalał sobie do szklanki bourbona. Spojrzał na nią i niezrozumiale się uśmiechnął.
— Jak nim nie przyjedzie — odparł — to kupimy ci nowego.
Miała już coś powiedzieć, ale usłyszeli warkot silnika. Oznaczało to tylko jedno. Davina impulsywnie się poruszyła, ale Madeline spojrzała na nią ostrzegawczo. Odpuściła i stanęła nieopodal okna, czekając aż pojawi się jej pierwszy wróg.
Drzwi do domu otworzyły się z wyraźnym skrzypnięciem, a w progu stanął Stefan, który patrzył na Damona i Madeline przepraszającym wzrokiem. Zamknął za sobą drzwi i stanął na pierwszym schodku do salonu, dopiero teraz zauważył stojącą przy oknie blondynkę. Wydawała mu się znajoma.
— Cześć Stefciu — rzuciła Davina. — A może raczej, mój stworzycielu.
Cześć wszystkim! Trochę mi zeszło z tym rozdziałem, ale jakoś nie mogłam się do niego zabrać. To, że go opublikowałam to jakiś cud. Uważam ten rozdział za totalny niewypał. Jednakże skoro już tyle się przy nim namęczyłam, to niech już tu widnieje. Następny może będzie lepszy.
Nie wiem kiedy pojawi się następny. Może przed moim wyjazdem na wakacje, a może po. Zobaczymy jak się z tym uporam. A teraz życzę miłego czytania i za wszelkie wasze komentarze dziękuję! :*
Świetne ! <3 Ciekawe czy Stefan będzie taki jak kiedyś. I czy Davina dotrzyma słowa jeśli chodzi o nie zabicie Stefka :D
OdpowiedzUsuńBrakowało braci ale pewnie będą w następnych xd
Czekam na next <3
Dziękuję Ci bardzo :)
UsuńZobaczymy w kolejnych rozdziałach :)
wooo! Jestem zachwycona tym rozdziałem! Ciekawa jestem jak Davinie pójdzie dotrzymywanie słowa, haha biedna...
OdpowiedzUsuńAle wgl Bonnie, uwielbiam ją w tym rozdziale ^^ nic wielkiego nie zrobiła, jednak podbiła moje serducho :)
Szkoda, że nie było żadnej rozmowy z Winchesterami w tym rozdziale.. :( mam nadzieję, że w następnym będzie tego więcej. :D
Czekam na więcej! ;*
Pozdrawiam!
Ps. Sama zrobiłaś okładki do bloga czy u kogoś zamawiałaś?
wiecznieskrytywwsobie.blogspot.com/
Ja dalej pozostaje przy zdaniu, że ten rozdział do dobrych nie należy, ale dziękuję :)
UsuńOkładki robię sama :)
Lepiej niech Davina dotrzyma słowa. Jak tknie mojego Stefka to pójdę tam i rozerwę ją na strzępy. Odczułam brak witaminy W (inchester)... no ale to tylko jeden rozdział więc przeżyje xD Rozdział świetny (jak zawsze :D)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :*
Pozdrawiam,
Rayna
xoxo
Haha, dziękuję bardzo :)
UsuńPostaram się o większą dawkę witaminy W w następnym rozdziale :D
Również pozdrawiam :*
Uwaga, zajmuję sobie tutaj miejsce, wpadnę niedługo z komentarzem! Szczerze mówiąc rozdział już czytałam, ale mój brat siedział obok i cały czas gadał, i gadał, i marudził, i wszystko, więc ostatecznie nic z niego nie pamiętam. :<
OdpowiedzUsuńJutro wieczorem pojawi się tutaj coś ode mnie! :*
Dobra, wreszcie powracam!
UsuńTo tak, zacznijmy może od tego, że ucieczka Daviny była mega głupia i nieprzemyślana, ale cieszę się, że w porę to zrozumiała. Mam jednak wrażenie, że ktoś i tak ją widział. Może niekoniecznie Dean, ale Sam? W końcu nie było go w środku, mógł szwendać się gdzieś na zewnątrz.
Kurde, nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że spotkanie Daviny i braci nie wyjdzie na dobre. Ok, może i potrafi się kontrolować, ale nie ma takiego "stażu" co Damon, Stefan czy nawet Made, którzy potrafią się maskować przed łowcami. Już szczególnie Madeline, którą z Dean'em tyle łączy. Ale zobaczymy, czy moje podejrzenia się potwierdzą.
Co do reakcji Daviny na Stefana - nie dziwię się. xD Na jej miejscu też wcale nie byłabym milutka, więc nie będę jej obwiniać za jej ewentualne gwałtowne reakcje. Pewnie jej nawet przyklasnę!
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i życzę dużo, dużo weny!
Ściskam! :*
Sight
Dziękuję bardzo :)
UsuńPozdrawiam :*
Super,że wreszcie rozdział,ale brakowało mi Winchesterów. Bez nich to jednak nie to samo :P
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak zareaguje Davina na Stefana no i czy ją w ogóle polubię,bo za Jo specjalnie nie przepadałam.
No i ciekawi mnie relacja Dean-Madeline-Damon w przyszłości ^^
Pozdrawiam!
Postaram się oto, aby było ich więcej w następnych rozdziałach :)
UsuńDziękuję bardzo za komentarz :)
Błagam niech go spali albo zostawi to Samowi,który wydaje mi się,że coś do niej czuł a Melannie była Strasznie wkurzająca w tym rozdzale dlaczego ona wtranca się w nie swoje sprawy i do tego grzebanie w cudzych rzeczach brawo dla Damona za ten tekst ze stosem dla Stefana pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo
UsuńTrochę brakowało mi braci Winchesterów ale długość rozdziału mi to rekompensowała :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Pewnie tym będę się powtarzała ale co tam ;)
Czekam na następny :)
All the love xxx
Dziękuję bardzo :)
UsuńUaa, Stefan chłopie masz kłopoty!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Daviny, jednak musi przeżywać przemianę i skutki uboczne z nią związane. Dla młodego wampira musi być cholernie trudno kontrolować swoje zapędy. Na szczęście ma oparcie w Maddeline i Damonie, który chcąc czy nie chcąc, umie być pomocny.
Maddeline i Dean, wielka miłość... No zobaczymy jak to się potoczy ;D
Do następnego!
Zapraszam do mnie, może ci się spodoba :)
http://short-stories-dellirah.blogspot.com/
https://www.wattpad.com/story/70064755-dwie-twarze
Jedna noc może zakłócić pozornie spokojne życie Rayny. Od tego momentu jej problemem nie będzie bezsenność czy pogodzenie pracy i nauki, tylko gra, której jest uczestnikiem. Dokąd zaprowadzi ją trop zmarłej dziewczyny, która wyglądała identycznie jak ona?
Czas start.
Gra rozpoczęta.
Pozostaje tylko pytanie, kto pierwszy odpadnie.
Dziękuję bardzo! :)
UsuńTa Davina jest jako wampir nieco irytująca, a może tylko mi się wydaje? Jakoś łagodnie przeszła tą przemianę, nie podoba mi się to.
OdpowiedzUsuńNo ale podoba mi się, że dogaduje się z Damonem. Może on w końcu da spokój Madeline? Jest taki... apodyktyczny. Traktuje ją jak swoją własność!
Mam nadzieje, że Davina spróbuje chociaż zabić Stefana, zasłużył sobie :D
I co zrobią Dean i Sam jak się o niej dowiedzą?
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam:*
cursed-child.blogspot.com