niedziela, 15 maja 2016

♣ Chapter 1.3


     Jej kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze, kiedy to zobaczyła go, stojącego tuż przed nią. Dopiero teraz zdała sobie, że trochę szumi jej w głowie od nadmiaru alkoholu. Dzisiejszego wieczoru wypiła o wiele więcej, niż zwykle. Dean uśmiechnął się lekko do niej, po czym usiadł obok i cicho westchnął. Zaczęła się zastanawiać, po co on w ogóle tu przyszedł. Śledził ją, czy po prostu to zwykły zbieg okoliczności, że się spotkali? 
    Milczeli. Wokół nich było słychać tylko szelest liści z drzew, które powiewały przez muskanie wiatru. Poczuła jego opuszki palców na swojej ręce. Zmierzał nimi powoli, jakby chciał zapamiętać dokładnie każdy milimetr jej ciała. Zadrżała, sprawiało jej to niesamowitą przyjemność. Poczuła się dokładnie tak, jak sześć lat temu. Uwielbiała czuć jego dotyk na sobie. Chwycił za jej dłoń, a ich palce splotły się między sobą. Pasowały do siebie idealnie. 
   Ponownie zadrżała, po czym uniosła wzrok na niego. Ich spojrzenia się spotkały, a dawne, niezapomniane uczucia powróciły, o wiele silniej niż zwykle. Chyba każde z osobna, zdało sobie nagle sprawę, że nadal darzą się wielkim uczuciem. Zaprzepaścili szansę na szczęście.
     Jego ciemnozielone oczy nie spuszczały z niej wzroku ani na chwilę. Zdawałoby się, że nawet nie mrugał. Delikatnie zbliżył się do jej twarzy, jego druga ręka powędrowała na jej policzek. Nieco speszona opuściła wzrok, jednak on nie chciał na to pozwolić. Ręką zjechał niżej, po czym palcem wskazującym lekko uniósł jej podbródek. Ponownie podniosła wzrok, a on się finezyjnie uśmiechnął. Wtórnie zbliżył swoją twarz do jej. Dzieliły ich milimetry od ust. Ona tymczasem posuwiście odwróciła głowę. 
— Przepraszam Dean — wyszeptała. — Nie powinnam.
— Nie to ja przepraszam — powiedział odsuwając się. — Jesteś zaręczona, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać — wyznał.
     Podniosła na niego swoje ciemnobrązowe oczy. Miała ochotę w tym momencie rzucić się na niego i zatopić swoje zimne usta w jego, oddając się całej chwili. Wiedziała też, że nie może tego uczynić. Narobiłaby sobie tylko cholernej nadziei, chociaż i tak wiedziała, że dopóki Damon nie puści jej wolno, nie mogłaby na nic więcej sobie pozwolić. Poczuła jak jakaś niewielka gulka staje jej w gardle, a oczy naszły łzami. Nie mogła sobie pozwolić teraz na łzy, więc zacisnęła zęby i starała się uspokoić. Odwróciła się w kierunku stadionu.
— Powinnam już pójść — powiedziała, a on przytaknął głową. — Dobranoc Dean. 
   Nie odwracając się zeszła z trybun i szybko przebiegła przez stadion, zostawiając go samego. Skierowała się w kierunku lasu, gdzie dopiero tam puściła się w jego głąb w wampirzym tempie. Nie zatrzymywała się ani na moment. 
     Przekroczyła próg domu. Panowała cisza, jakby nikogo nie było. Zanim poszła do sypialni, spojrzała w stronę piwnicy. Otworzyła drzwi, powoli zeszła po schodach w dół. Skręciła w prawy korytarz i podeszła do ostatnich drzwi. Zajrzała przez okienko. Stefan leżał na łóżku odwrócony do niej tyłem. Możliwe, że spał. 
     Weszła do swojej sypialni. Damon już spał, a w powietrzu znów unosił się zapach alkoholu. Bezgłośnie westchnęła, po czym wyciągnęła z szafy bluzkę z krótkim rękawkiem i dresy. Po chwili wyszła z łazienki przebrana. Usiadła na łóżku, zgasiła lampkę i przyłożyła głowę do poduszki. Chwilę po tym poczuła jak Damon się do niej przysuwa i obejmuje ją ramieniem. Nie chciała się mu wydzierać, w sumie teraz tego potrzebowała. 

     2 godziny później, stadion sportowy Mystic Falls
     Dean pozostał w miejscu, gdzie ponad dwie godziny temu był tu jeszcze z Madeline. Ta dziewczyna ponownie zawróciła mu w głowie, jednak ze zdwojoną siłą. Nie byli już nastolatkami, byli dorosłymi ludźmi. Zaczęli patrzeć na życie zupełnie inaczej, niż wcześniej. Na nowo zaczął zakochiwać się w jej uśmiechu, ciemnobrązowych oczach, w niej całej. Była dla niego niesamowita.
     Miała jednak wyjść za mąż, za mężczyznę, którego nie kocha. Po co w ogóle się zgodziła? Ślub bez miłości nie miał jakiegokolwiek sensu. Jego serce podpowiadało mu, aby zaczął o nią walczyć, może i by odeszła od narzeczonego. Jednak z drugiej strony nie chciał jej wprowadzać w swój "koczowniczy" tryb życia. Zapewne by tego nie chciała, wolałaby tworzyć rodzinę w jednym miejscu, w jednym domu, a nie w każdym zakątku Ameryki. 
     Sam już nie wiedział co robić. Rozważał nawet porzucenie swojej roboty łowcy i osiedlić się tu na stałe. Dać Sam'owi wolną rękę, może akurat udałoby mu się skończyć studia, które kilka lat wcześniej porzucił, aby polować na przeróżne upiory i odnaleźć ojca. Aczkolwiek, przerwanie swojej pracy jako łowca wiązałoby się z tym, że ludzie w każdym zakątku byliby nadal zagrożeni. Sam już nie wiedział co z tym wszystkim począć. 
     Do Mystic Falls trafił przypadkiem, Sam wyczytał w gazecie artykuły o wyssanych z krwi ciałach, a zabójcami rzekomo były zwierzęta. Oni mieli jednak swoją teorię, która oczywiście się sprawdziła. Już w pierwszy dzień udało im się zabić jednego z wampirów w lesie. W dzienniku swojego ojca znaleźli notatkę na temat Mystic Falls. Miasteczko idealnie pasowało wampirom, dlatego też może ich być tu jeszcze więcej. Postanowili wszystkich wytępić. 
     Oderwał się od swoich myśli, kiedy tylko usłyszał za sobą kroki. Sięgnął za pazuchę po pistolet i sprawnie go odbezpieczył. Kiedy kroki ucichły, zerwał się z miejsca szybko odwracając się w drugim kierunku. Jego ręce wraz z pistoletem były już tuż przed nim, a palec znalazł się na spuście. 
— Dean, cholera jasna, to ja! — krzyknął podnosząc ręce do góry, widząc jak jego starszy brat mierzy w niego bronią. — Opuść tą spluwę w końcu!
— Nigdy nie zachodź mnie od tyłu, Sam! — wycedził przed zęby. — Co jeśli bym się nie powstrzymał i strzelił, nie patrząc kto właściwie przede mną stoi?!
     Sam wywrócił oczyma i pokręcił głową na boki. 
— Daj już spokój, Dean — powiedział. — Chociaż dobrze, że nie nadużywasz zasady ojca "najpierw strzelaj, potem pytaj" — zaśmiał się, choć starszemu bratu nie było do śmiechu. — No dobra, dlaczego tu jeszcze siedzisz?
     Winchester spojrzał na młodszego brata i cicho westchnął.
— Spotkałem się z Madeline — odparł i ruszył w stronę Impali. — Nie ma co więcej mówić, jedźmy powłóczyć się po lesie, może zabijemy jakiegoś krwiopijce, dawno żadnego nie spotkaliśmy, Sam — pokiwał głową. 
     Młodszy brat dorównał mu kroku. Wyszli z terenu stadionu, po czym wsiedli do samochodu i odjechali w kierunku lasu. 

    Madeline obudziła się wczesnym rankiem. Odwróciła się na drugi bok, Damona nie było już obok niej. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiała się, dlaczego tak wcześnie wstał. To nie było do niego podobne, zawsze ona wstawała przed nim. 
     Chwilę później stała już nad łóżkiem, które zaczęła poprawiać. Następnie udała się do łazienki. Rozebrała się z piżamy i weszła pod prysznic. Uwielbiała poranny zimny strumień wody, który szybko spływał po jej ciele. Przekręciła kurek tak, aby leciała trochę cieplejsza woda. Wzięła swój ulubiony żel pod prysznic o zapachu brzoskwiń i dokładnie przemyła swoje ciało. 
     Podeszła do szafy, z której wyciągnęła zwykły t-shirt, fioletową bluzę i czarne jeansy. Kiedy była już ubrana usiadła przy swojej toaletce, gdzie rozczesała długie, proste włosy i delikatnie przypudrowała twarz. 
     Zeszła na dół, gdzie nikogo nie było. Jedynie słyszała oddech Stefana, dochodzący z piwnicy. Chwilę później była już w kuchni. Podeszła do lodówki, uwagę przykuła karteczka, która była do niej przyczepiona. 
"Kochanie, nie zapomnij o Wieczorze Założycieli, na który oczywiście idziemy. Ubierz się ładnie, spotkamy się na miejscu."
     Bezgłośnie westchnęła po przeczytaniu karteczki. Zupełnie zapomniała o Dniu Założycieli, nawet nie miała ochoty tam iść i udawać szczęśliwą, uśmiechniętą narzeczoną jednego z "przodków" założyciela Mystic Falls. Właściwie Damon był świadkiem założenia Mystic Falls, do tej pory zachowała się lista założycieli, na którym widnieje jego podpis, jaki Stefana. 
     Odpięła karteczkę, po czym zgniotła ją w dłoni i wyrzuciła do kosza. Otworzyła lodówkę, z której wyciągnęła butelkę z krwią zwierzęcą. Odwróciła się i ruszyła w kierunku piwnicy. Zeszła chodami na dół, a chwilę później stała tuż przed żelaznymi drzwiami. Uchyliła okienko i odłożyła butelkę. Spojrzała na Stefana, który siedział na ziemnej posadzce oparty o łóżko. 
     Podniósł na nią wzrok, po czym wstał. Powoli podszedł do drzwi, a ona zrobiła krok w tył, na co on się ironicznie uśmiechnął.
— Nie bój się, nie zrobię Ci przecież krzywdy — powiedział cicho i chwycił za butelkę. — Długo zamierzacie mnie tu jeszcze trzymać? 
— Po pierwsze, nie boję się Ciebie — odpowiedziała krzyżując ręce na piersi. — Po drugie, jesteś nieobliczalny — dodała. — A po trzecie, wypuścimy Cię jak tylko włączysz swoje człowieczeństwo i będziemy pewni, że jesteś na to gotowy i nikogo więcej nie skrzywdzisz.
     Stefan oparł się o żelazne drzwi i cicho się zaśmiał, po czym przechylił plastikową butelkę i upił kilka łyków krwi. 
— Powoli stajesz się taka jak Damon, idealnie do siebie pasujecie, wiesz? — spojrzał na nią i znowu roześmiał widząc, że ją zdenerwował tymi słowami. 
— Widzisz, przez takie Twoje jedno zdanie, mogę od razu wywnioskować, że jeszcze nie jesteś sobą, wcześniej mnie wpierałeś, a teraz drwisz — uśmiechnęła się ironicznie. — Jeszcze sobie tu posiedzisz, miesiąc, a może i więcej. 
— Powinnaś mnie wypuścić, dzisiaj jest Wieczór Założycieli, a ja tam powinienem być, w końcu nim jestem — powiedział odkładając pustą butelkę, którą ona szybko zabrała. — Wiec, jak? Wypuścisz mnie, czy mam sam sobie z tym poradzić? — zapytał odsuwając się od drzwi.
— Jeszcze przed Tobą nie jeden Dzień Założycieli, chyba że uciekniesz i dasz się złapać łowcom, którzy paradują po Mystic Falls — powiedziała nadal się uśmiechając i zamknęła szczelnie okienko.
     Ruszyła w kierunku wyjścia słysząc niezadowolone warknięcie Stefana.

     Zbliżał się wieczór. Madeline siedziała przy toaletce kończąc makijaż, który był nieco mocniejszy niż zwykle. Spojrzała na swoje odbicie i lekko się skrzywiła. Nie miała ochoty tam iść, takie wieczory strasznie ją męczyły. Chwyciła za grzebień i zaczesała swoje proste włosy do tyłu, po czym spięła je kilkoma wsuwkami. Wyciągnęła po jednym kosmyku włosów z krzywki i je polakierowała. 
     Z szafy zdjęła czarną koronkową sukienkę i się w nią ubrała. Następnie przepadała się paskiem w talii, w tym samym kolorze co sukienka. Założyła wysokie szpilki i stanęła przed lustrem. Wyglądała jakby szła na pogrzeb, a nie na Dzień Założycieli. Nie miała jednak już czasu na zmianę ubioru, więc wyszła z pokoju i zeszła na dół, gdzie pogasiła wszystkie światła.
     Pod dom podjechała Caroline z Bonnie, więc wyszła z domu zamykając go na klucz. Delikatnie uśmiechnęła się do dziewczyn i wsiadła do samochodu. 
— Cześć — przywitała się z przyjaciółkami, a zaraz po tym obydwie odwróciły się w jej stronę, na co zareagowała pytającym wzrokiem.
— Wyglądasz obłędnie! — niemalże krzyknęła Caroline, a Bonnie pokiwała głową.
— Wy o wiele lepiej niż ja — odpowiedziała. — Uważam, że wyglądam jakbym szła na pogrzeb, a nie na Dzień Założycieli — powiedziała, na co dziewczyny się zaśmiały i ruszyły w kierunku domu Lockwood'ów. 
— W zasadzie tam będzie atmosfera jak na pogrzebie — dodała Bonnie. — Ty zawsze wiesz jak się dopasować do imprezy — wybuchnęły śmiechem. 
     Uwielbiała je, potrafiły w moment poprawić jej humor chociaż na chwilę. 
     Kilkanaście minut później były już na miejscu. Wysiadły z samochodu i ruszyły w kierunku dość sporej posesji Państwa Lockwood. Richard Lockwood był burmistrzem Mystic Falls, nie był przyjemnym facetem. Jego żona Carol, przeważnie była uważana za sukę, była miła tylko dlatego, że musiała, a swoich podwładnych mieszała razem z błotem. Państwo Lockwood mieli syna, Tyler'a, który jako jedyny z nich był sobą, nikogo nie udawał. 
     Spojrzały w stronę schodów. Na samej górze stali gospodarze, którzy witali wszystkich przybyłych gości. Madeline poczuła jak robi jej się gorąco na ich widok, nie trawiła rodziców Tyler'a. Dziewczyny weszły po schodach i przystanęły przy Lockwood'ach, aby się powitać, choć wolałyby tego uniknąć.
— Dobry wieczór Madeline — powiedzieli niemalże chórkiem i podali jej swoje dłonie, które uścisnęła. — Caroline, Bonnie Was również miło dzisiejszego wieczoru tutaj gościć, wejdźcie do środka, zapraszamy — powiedziała Carol, wskazując gestem dłoni wejście do domu. 
     Dziewczyny posłusznie szybkim krokiem weszły do środka, aby być jak najdalej od nich. W środku było już dość sporo osób elegancko ubranych. Przy barze zauważyła Damon'a rozmawiającego z Elizabeth Forbes, matką Caroline, która była szeryfem. Kobieta dowiedziała się, że bracia Salvatore, jej córka i Madelina są wampirami, nie za dobrze to przyjęła, ale ze względu na Car postanowiła to przełknąć i się z tym po prostu pogodzić. Nawet starała się ich wszystkich chronić, tyle o ile tylko mogła. Usłyszała, że rozmawiają na temat Stefana i o tych czterech osobach, które zabił. Liz postanowiła przymknąć na to oko i ponownie podać przyczynę zgonu jako atak zwierzęcia. 
— Dobry wieczór pani Forbes — powiedziała z uśmiechem Madeline, kiedy do nich podeszła i wzięła Damon'a pod rękę. — Cudowny wieczór, prawda kochanie? — powiedziała z nutką ironii w głosie.
     Tak właśnie musiała się zachowywać podczas różnych przyjęć, na których musiała towarzyszyć Damon'owi. Sprawiało jej to ogromną trudność.
— Znowu udajecie — pokręciła głową na boki Elizabeth, doskonale wiedziała o co chodzi z Madeline i Damon'em, nawet próbowała go przekonać, aby dał jej wolną rękę, jednak on nie należy do osób, które tak łatwo odpuszczają.
     Starszy Salvatore zgromił wzrokiem Liz, która lekko się uśmiechnęła i odeszła w stronę swojej córki. Damon nachylił się delikatnie w stronę swojej narzeczonej i ucałował jej policzek, na co ona się uśmiechnęła, ale jednak miała ochotę się skrzywić. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczyma, strzelając do niego błyskawicami złości. 
— Wyczerpałeś swój limit pocałunków na dzisiejszy wieczór — powiedziała. — Następnym razem jak będziesz próbował, to skręcę Ci kark — warknęła. 
— Złość piękności szkodzi — powiedział z uśmiechem. — Masz szczęście, że Tobie to nie grozi, będziesz moją wieczną pięknością — dodał.
     Madeline wywróciła oczyma i wzięła z tacy lampkę wina, po czym wyminęła Damona i poszła do kolejnego pomieszczenia. Upiła łyk trunku, po czym odstawiła naczynie i poszła w stronę swoich przyjaciółek, które między sobą coś szeptały. 
— Nie przyprowadziłyście sobie nikogo dla towarzystwa? — zapytała Madeline z nutką ciekawości w głosie. 
— Właście to ja przyprowadziłam, tylko musiał na chwilę wyjść — odezwała się Caroline. — Nie chciałam Ci tylko mówić kogo.
— Dlaczego mi nie chciałaś powiedzieć? — zmarszczyła brwi. — Przecież nic mi do tego, kogo wybrałaś, Car. Więc kogo?
— Sam Winchester — odpowiedziała szybko blondynka i przygryzła dolną wargę. 
     Madeline spojrzała na swoją przyjaciółkę nieco zaskoczona. Nie spodziewała się, że Caroline przyprowadzi ze sobą akurat Sam'a. Nawet nie przypominała sobie, żeby ze sobą kiedykolwiek rozmawiali. 
— Szczerze mówiąc, zaskoczyłaś mnie — powiedziała. — Kiedy wy ze sobą... no wiesz... zaczęliście rozmawiać? — zapytała z zaciekawieniem. 
— Wczoraj spotkałam go w drodze do domu — odpowiedziała. — Zaczepił mnie, zaczęliśmy rozmawiać i zapytałam go, czy nie poszedłby ze mną na Wieczór Założycieli, bo nie miałam pary. Od razu się zgodził, co trochę wydawało mi się dziwne, a tym bardziej, że uważam go za łowcę — lekko się uśmiechnęła. 
     Madeline pokiwała głową i się uśmiechnęła. Zerknęła na Bonnie, która błądziła wzrokiem po ludziach, jakby kogoś szukała. Delikatnie zmarszczyła brwi i podeszła bliżej do czarnowłosej przyjaciółki. 
— A Ty za kim tak wodzisz wzrokiem? — uśmiechnęła się szeroko. 
— Jak Ci powie to padniesz! — wtrąciła panna Forbes przewracając teatralnie oczyma i kręcąc głową na boki. — No dalej, powiedź jej!
— Zaprosiłam... — zaczęła, ale nie było jej dane dokończyć, gdyż właśnie podszedł do nich znajomy mężczyzna. — Zaprosiłam właśnie jego.
     Lorenzo St. John, jednakże wszyscy do niego zwracali się Enzo. Był wysokim, dobrze zbudowanym facetem o brązowych włosach jak i oczach. Jedyny przyjaciel Damon'a. Znali się dobrych kilkadziesiąt lat. Madeline odkąd go poznała, to nie bardzo za nim przepadała. 
— Witam piękne kobiety — powitał się wyciągając dłoń w stronę Madeline, która z niechęcią mu ją podała, a ten delikatnie musnął wierzch dłoni ustami, to samo uczynił z Caroline i Bonnie, która wyglądała na wręcz zachwyconą. 
     Już dawno nie widziała tak szczęśliwej Bennett. Widocznie już wcześniej musieli mieć ze sobą kontakt. Nie ukrywała tego, że była wielce zaskoczona. Jednakże postanowiła to przełknąć, najważniejsze dla niej było, aby Bonnie była szczęśliwa. Widząc ją teraz uśmiechniętą, mimowolnie jej kąciki ust powędrowały ku górze.
— Zostawimy Was samych — powiedziała blondynka chwytając za dłoń Madeline i ciągnąc ją do drugiego salonu. — Niech sobie słodzą, ale nie przy nas. 
     Madeline cicho się zaśmiała i posłusznie podążyła za Forbes. Zbierało się coraz to więcej ludzi. Spojrzała w stronę wejścia, gdzie akurat pojawili się bracia Winchester. Wstrzymała oddech widząc Dean'a w garniturze. Wyglądał... oszałamiająco i tak pociągająco. Blondynka widząc to, szturchnęła ją w bok. 
— Nie patrz tak na niego teraz — szepnęła. — Damon nadciąga.

Witajcie! Rozdział trochę krótki, bo nie mam czasu na pisanie, ale nie chciałam zwlekać z rozdziałami. Mam teraz miesięczne praktyki, więc późno wracam do domu i nie mam czasu, ani siły. Wchodzę do domu, od razu biorę prysznic i do spania. Jedynie teraz, w ten weekend miałam trochę czasu, aby przysiąść i go dokończyć. Rozdziały będą teraz na weekendach dodawane, chyba że nie uda mi się do nich dopaść i coś naskrobać. Także przepraszam, że będą dodawane w dość sporym odstępie czasu. Chciałabym podziękować za Wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem, nawet nie wiecie jak bardzo mnie zmotywowały do dalszego działania. Jesteście moim motorkiem do pracy! Dziękuję Wam bardzo, a teraz kończę, bo znowu się rozpiszę. Do zobaczenia następnym razem! Jeśli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, to podałam swoje GG po lewej stronie, ale jeszcze podam je tutaj: 59172058. Piszcie śmiało!

13 komentarzy:

  1. U Damon nadciąga muszą uważać bardzo podobały mi się przemyślenia Dina zwłaszcza to,że dalej myśli o Samie i o tym co dla niego dobre jakoś nie widzę entuzjazmu po Carolinne z powodu zaproszenia Sama ciekawi mnie następny ruch Stefana co zrobi aby tylko nie skrzywdził braci co planujesz dla Sama nie opodoba mi się,że Carolinne jest oczarowana Enzo pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;)
      Taka jedna poprawka: Caroline nie jest zachwycona Ezno, to Bonnie.

      Usuń
  2. Hej! Wybacz, że przychodzę tak późno, ale nie miałam czasu. Kocham Dean'a <3 Te wszystkie jego przemyślenia o Madeline i Samie - urocze :) Bonnie i Enzo...czy tu też między nimi coś będzie? Oby tak bo to taka ładna para :D Końcówka "Damon nadciąga"... Zaciekawiłaś mnie i to bardzo :> Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam,
    Rayna
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem, sama go teraz nie mam :c
      Dziękuję bardzo za komentarz :)

      Usuń
  3. Witaj.
    Trafiłam tutaj przypadkiem, lecz postanowiłam przeczytać Twoje dzieło. :) A więc Madeline została wampirzycą i straciła ukochanego. Na dodatek została narzeczoną wampira – jak mniemam – za którym nie przepada, lecz mimo wszystko nie odejdzie od niego. Jej wielka miłość powróciła? Oh.. zaczną się kłopoty. To tyle, jeśli chodzi o prolog. Rozdział 1.1 niespodziewane Deana i Mad…z pewnością nie będzie należało do prostych. Dean skoro jest człowiekiem – to normalne, że się zmienia. To naturalna kolej rzeczy. Roześmiałam się, kiedy wydało się, że jednak Mad pamięta ile lat minęło. Jestem pewna, że Dean również pamięta, lecz chciał ją po prostu sprawdzić. Musiał ją bardzo dobrze znać, skoro wywnioskował, że ona wcale nie chce brać ślubu, w końcu przyjaźnili się, a później zostali parą, więc nic dziwnego. Ahhh…Gdybym miała takiego narzeczonego jak Damon to byłabym w siódmym niebie. Rozdział 1.2 wcale nie był gorszy od poprzedniego. Również przypadł mi do gustu. Z resztą wydaje mi się, że niezależnie co byś nie napisała, będzie to się czytało lekko i przyjemnie. Myślę, że Damonowi zależy w jakimś stopniu na Mad. Pytanie tylko: dlaczego? Do czego jest mu potrzebna? Bo jakoś nie wierzę, że chodzi tylko o pożądanie, uczucie… Rozdział 1.3 trochę mnie zaskoczył, a jednak Mad pozwoliła Damonowi spać ze sobą, przytulić się? Myślę, że ich relacja jest bardziej skomplikowana niż początowo myślałam.. Oho…Damon i Dean na jednym przyjęciu? To się źle skończy!
    Zyskałaś nową czytelniczkę : )
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu :) Dziękuję bardzo za komentarz i kolejna czytelniczkę :) :*

      Usuń
  4. Ooo,znowu Pamiętniki i Supernatural :D Chętnie bym poczytała,ale niestety jestem dopiero na początku 4 sezonu Pamiętników,więc podejrzewam,że natknę się na jakieś spojlery :c Mimo to dodaję do obserwowanych i postaram się zajrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, staram się odbiegać od fabuły serialu :)
      Dziękuję za dodanie do obserwowanych :*

      Usuń
    2. O,no to skoro tak to poczytam,ale obiecuję,że w weekend i że napiszę jakiś dłuższy komentarz ;)

      Usuń
  5. Pamiętniki Wampirów i Supernatural - moje dwa ulubione seriale! bardzo się cieszę, że podjęłaś się połączenia tych dwóch seriali. sama kiedyś próbowałam coś napisać, ale poddałam się po paru rozdziałach. zapowiada się bardzo ciekawie. najbardziej mnie ciekawi jaka będzie reakcja Deana, gdy się dowie, że dziewczyna, którą kocha jest wampirem, bo o ile dobrze czytałam to on o tym fakcie nie wie :) albo co w ogóle bracia Winchester zrobią z miastem pełnym wampirów! czekam na kolejny rozdział, życzę dużo weny!
    + zapraszam do mnie :) https://alllovecando.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za komentarz! :)
      Szczerze mówiąc... Wydaje się, że to tylko połączenie dwóch postaci z dwóch różnych seriali i jest to banalnie łatwe coś o nich naskrobać, ale prawda jest taka, że z każdym rozdziałem jest coraz ciężej, przynajmniej ja tak mam :P Ale może dam radę!
      Z biegiem czasu wszystko się okaże!
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję! :*

      Usuń
  6. Cześć. Po pierwsze, jaki piękny szablon. Od razu mi się kojarzy z taką mroczną tematyką. Po drugie - genialny pomysł na połączenie Supernatural i Pamiętników Wampirów. Madeline - wampirzyca, Dean - bezwzględny łowca. jak on na to zareaguje? bardzo mi się podoba Twój styl pisania, oby tak dalej! wyczekuje kolejnego rozdziału.
    Jeżeli być miała chwilę czasu i chęci to zapraszam na mojego bloga, dopiero zaczynam :) http://bigxliar.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak myślałam, że to Dean tam na stadionie. Kurde, to jest takie okropne, że oboje coś do siebie czują i najchętniej rzuciliby się na siebie z namiętnością, ale jednak jest coś, co im na to nie pozwala. 1. Damon, a 2. jak Dean pewnie niedługo się dowie, fakt, że Madeline jest wampirem (dobrze kombinuję, prawda?:D).
    Ogólnie byłam zaskoczona zachowaniem Mad w stosunku do Damona. Mimo tego, że razem spali, ona nadal nie pozwala mu się całować. To znaczy pozwala, ale z niechęcią. Mam wrażenie, że mimo wszystko jakaś relacja między nimi jest, ale naprawdę to wszystko pogmatwane.
    A Damon wie, że facetem, którego kocha Mad, jest Dean? Bo jeśli tak, to chyba muszę zrobić sobie popcorn i zasiąść do następnych rozdziałów. Miłosny trójkąt! :>

    Pozdrawiam,
    Sight :)

    OdpowiedzUsuń